Schumacher w momencie wypadku miał na kasku kamerę

Siedmiokrotny mistrz świata Formuły 1 Michael Schumacher, który w niedzielę uległ groźnemu wypadkowi narciarskiemu w Alpach, miał na kasku kamerę.

Zabezpieczyli ją francuscy śledczy - poinformowała agencja AFP, powołując się na źródło zbliżone do śledztwa.

Prowadzący dochodzenie przesłuchali także 14-letniego syna oraz jednego ze znajomych słynnego niemieckiego kierowcy, którzy towarzyszyli mu w momencie wypadku - dodało to samo źródło.

W piątek przypadały 45. urodziny Schumachera. W związku z tym jego kibice zebrali się przed szpitalem w Grenoble, aby dać wyraz wsparcia dla swojego idola.

Manifestację, przebiegającą w milczeniu, zorganizowano z inicjatywy ekipy Ferrari, w barwach której niemiecki kierowca odniósł większość zwycięstw. Wielu kibiców pojawiło się w czerwonych kaskach tego zespołu. Widoczne były transparenty fanklubów z Bergamo, Varese, Travedony i innych miast. Jednak nie wszystkie kluby sympatyków Ferrari, których w Europie jest 130, przyłączyło się do akcji.

Reklama

Nie przyjechał do Grenoble m.in. prezes klubu Ferrari Roma-Colosseo Roberto Luongo. "To jest bardzo delikatna kwestia. Gdybym należał do rodziny Michaela, taka inicjatywa nie przypadłaby mi do gustu" - powiedział.

Fanklub z Kerpen, rodzinnego miasta niemieckiego mistrza, również nie był reprezentowany w Grenoble, uznając, że "urodziny Schumachera nie są okazją do świętowania".

Od środy nie ma nowych informacji na temat stanu zdrowia sportowca. W Nowy Rok menedżer Schumachera Sabine Kehm przekazała dziennikarzom, że jest on "krytyczny, ale stabilny".

Schumacher pozostaje w śpiączce farmakologicznej. W nocy z poniedziałku na wtorek przeszedł zabieg usunięcia z mózgu krwiaka. Pomimo tego ciśnienie śródczaszkowe utrzymuje się na zbyt wysokim poziomie.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy