S 250 CDI. Fatalna pomyłka montażystów?

Każdy mężczyzna powinien w życiu zbudować dom, posadzić drzewo, spłodzić syna i... kupić mercedesa. Najlepiej S-klasse. Za drogi? Cóż. Dla chcącego nic trudnego.

Wystarczy sprzedać dom, ściąć drzewo, sprzedając je na opał, a syna ulokować na stanowisku prezesa banku, przedtem wpajając mu zasadę, że nie ma nic wspanialszego niż hojność dziecka wobec rodziców.

Mercedesa jeszcze nie kupiliśmy, ale właśnie mieliśmy okazję nim trochę pojeździć.

Zaczęło się od zaskoczenia - obok litery "S" na klapie bagażnika widnieje symbol "250 CDI", jakby zapożyczony z nieporównanie mniej prestiżowej klasy C. Fatalna pomyłka montażystów? Nic z tego. Po prostu idący z duchem czasu szefowie koncernu spod znaku trójramiennej gwiazdy postanowili wyposażyć swoją topową limuzynę w skromny, jakby zupełnie nie pasujący do niej silnik diesla o pojemności 2143 ccm. Skromny, ale dzięki kilku zmyślnym zabiegom technicznym całkiem żwawy, a przy tym superoszczędny.

Reklama

O tym jednak za chwilę, bowiem tęsknota za luksusem każe nam jak najszybciej zająć miejsce w kabinie samochodu. A tu już nie ma żadnych wątpliwości. Ogrom miejsca zarówno z przodu, jak i z tyłu. Doskonałej jakości materiały. Świetne wyposażenie: najróżniejsze, wyrafinowane systemy zapewniające bezpieczeństwo jazdy, m.in. aktywny tempomat utrzymujący odpowiednią odległość od poprzedzającego nas pojazdu i nightvision, czyli rewelacyjne urządzenie sprawiające, że nawet w największych ciemnościach drogę przed sobą widzimy równie dokładnie jak w ciągu dnia - na umieszczonym tuż za kierownicą ekranie; gdy wyłączymy nightvision, w jego miejscu ukazuje się wirtualny prędkościomierz z wirtualną wskazówką, choć w ogólnym kształcie jak najbardziej tradycyjny.

Jest też inny, wielofunkcyjny ekran, na którym możemy obserwować wskazania poszczególnych przyrządów, obserwować mapę nawigacji, śledzić zmiany nastawów kolejnych systemów, a także... wyświetlić film dvd (na postoju). Podobnie jak na ekranach, znajdujących się w zagłówkach przednich foteli...

No właśnie - fotele. Należy im się oddzielny akapit. Są obszerne, niezwykle wygodne, pokryte delikatną skórą, w razie potrzeby podgrzewane lub wentylowane, wyposażone w funkcję masażu. Możemy wybrać - oddzielnie dla kierowcy i pasażera - odcinek kręgosłupa, który mamy ochotę poddać masażowi, jak również intensywność tego zabiegu. Bajka.

Pora sprawdzić jednak, jak się tym cackiem jeździ. Przyciskiem na desce uruchamiamy silnik i ruszamy w drogę. Do wnętrza samochodu nie docierają praktycznie żadne odgłosy z otoczenia, co pozwala upajać się bez przeszkód muzyką ze świetnego pokładowego systemu audio. Zawieszenie? Cóż, jeżeli ktoś nie rozumie określenia, że "samochód płynie po drodze", powinien przejechać się mercedesem klasy S, kompletnie nieczułym na polskie wyboje. Co ważne, uczucie miękkości resorowania nie wpływa ujemnie na zachowanie się auta na zakrętach. Jeździ pewnie, jest przy tym zaskakująco, jak na swoje gabaryty, zwinne i zwrotne.

Producent podkreśla, że ta wersja mercedesa, zaprezentowana po raz pierwszy na ubiegłorocznym salonie samochodowym w Paryżu, jest pierwszym w ponad 60-letniej historii klasy "S" jej przedstawicielem napędzanym ledwie czterocylindrowym silnikiem. Jednocześnie pierwszą luksusową limuzyną, której średnie spalanie nie przekracza 6 litrów paliwa na 100 km, przy jednoczesnym utrzymaniu osiągów typowych dla sześciocylindrówki.

Diesel o mocy 204 KM i maksymalnym momencie obrotowym 500 Nm, uzyskiwanym już przy 1600 obrotów na minutę, zapewnia ważącemu dwie tony pojazdowi przyspieszenie od zera do 100 km/godz. w ciągu 8,2 sekundy oraz prędkość maksymalną 240 km/godz. Przy takich osiągach samochód zużywa poza miastem około 5 litrów oleju napędowego na 100 km, a i w miejskich korkach spalanie nie przekracza 8-8,5 l/100 km (według danych fabrycznych ma wynosić ok. 7 litrów). Imponujące.

Jak udało się to osiągnąć? Dzięki dwóm turbosprężarkom, pracującym w dwóch różnych zakresach ciśnienia z intercoolerem, czwartej generacji systemowi common rail, zmodyfikowanej pompie oleju, unowocześnionej automatycznej skrzyni biegów

7G-TRONIC PLUS, zmienionemu układowi systemowi kontroli temperatury silnika, a także seryjnie instalowanemu systemowi ECO z funkcją start/stop. Działa ona bez zarzutu, choć nieustanne włączanie się i wyłączanie silnika na postojach przed światłami na skrzyżowaniach jest nieco irytujące i... jakby poniża właściciela tak kosztownej limuzyny.

Ceny mercedesa S 250 CDI BlueEFFICIENCY startują z poziomu 333 000 zł. Samochód nawet w standardzie jest bogato wyposażony, ale żeby w pełni cieszyć się jego zaletami należałoby dorzucić do tej kwoty jakieś 100 - 150 000 zł.

Policzmy zatem jeszcze raz: dom, drzewo, pomoc syna - prezesa banku...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy