Polska praca, włoski zarobek?

Fiat chce do 2014 r. podwoić liczbę produkowanych we Włoszech modeli samochodów i zainwestować w ojczyźnie 30 mld euro.

Polscy pracownicy turyńskiego koncernu są wspomnianymi planami zaniepokojeni, zwłaszcza zapowiedzią przeniesienia do fabryki pod Neapolem produkcji nowej generacji pandy (dotychczasowa odmiana pozostanie u nas) i związanej z tym groźby drastycznego spadku zatrudnienia w Tychach. Co jednak ciekawe, również ich włoscy koledzy mają mieszane uczucia.

O żadnym szantażu nie ma mowy

Oficjalnie wyrażają zadowolenie z "patriotycznej" postawy kierownictwa swojej firmy, po cichu narzekając, że są szantażowani, bo stawia się ich przed alternatywą: albo zgodzą się, przynajmniej częściowo, zrezygnować z wywalczonych przez lata przywilejów albo nici ze świetlanej przyszłości rodzimych zakładów.

Reklama

Szefowie Fiata zapewniają oczywiście, że o żadnym szantażu nie ma mowy.

Jednocześnie przyznają, że oczekują od związków zawodowych większej "elastyczności". Już zapowiedzieli, że chcą, by niektóre fabryki we Włoszech pracowały na trzy zmiany przez 6 dni w tygodniu.

Największym wyzwaniem będzie jednak, jak to określono, "połączenie polskiej wydajności z włoskimi zarobkami".

Krwiożerczy wyzyskiwacze

Rzeczywiście, to trudne zadanie, bowiem relacje na linii pracodawcy-pracownicy w zachodniej Europie już od dawna nie mają nic wspólnego z opowieściami o krwiożerczych wyzyskiwaczach i wynędzniałych robotnikach, znanymi nam z klasycznych powieści traktujących o epoce kapitalizmu.

Przeciwnie, w tamtejszych zakładach, zwłaszcza tych funkcjonujących w ramach potężnych, globalnych korporacji, obowiązują prawdziwie socjalistyczne stosunki pracy; z naczelną zasadą, że "czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy". Dwa tysiące euro, rzecz jasna...

Żadnych wyrzeczeń

Związki zawodowe zazdrośnie strzegą tzw. zdobyczy świata pracy, przy okazji broniąc własnej, silnej pozycji. Pracownicy przyzwyczaili się do długich urlopów, wypłacanych z różnych okazji bonusów finansowych, bogatego socjalu. Żadnej szarpaniny, ofiarnego nadganiania planu. Jeżeli nadgodziny, to za sowitym, dodatkowym wynagrodzeniem. Żadnych wyrzeczeń. Osiem godzin spokojnej pracy, najchętniej od 8 do 16. I do kasy, gdzie czeka pozwalająca żyć na odpowiednim poziomie wypłata.

Pamiętamy, ile było krzyku, gdy związki zawodowe w Tychach żądały kilkusetzłotowych podwyżek dla załogi miejscowych zakładów Fiata. Z jednej strony groźba strajku, z drugiej płacz, że spełnienie oczekiwań pracowników zagrozi podstawom bytu fabryki. Przeniesienie produkcji samochodów z kraju o tańszej sile roboczej do Włoch jest równoważne ze zgodą na podwojenie czy nawet potrojenie płac i na wynikający stąd radykalny wzrost kosztów. Dlatego nowa strategia Fiata to ryzykowny eksperyment ekonomiczny. Kto wie, jaką przyjdzie zapłacić za niego cenę.

Chyba, że wszystkie te plany to zwyczajny blef. Za jakiś czas prezesi z Turynu rozłożą ręce i powiedzą swoim rodakom: "Naprawdę chcieliśmy, ale widzicie, że jednak się nie da..."

Kamery: Zobacz, jak wygląda sytuacja na drogach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zarobki | W.E. | fabryka | pracownicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy