Opony nowe czy używane?

Zakup nowych opon zimowych to niemały wydatek.

Wiele zależy od producenta i rozmiaru, ale za komplet rzadko trzeba będzie zapłacić mniej niż 600 zł, a i wydanie 1000 nie jest wielką sztuką.

Co zrobić, jeśli nie dysponujemy taką gotówką? Jest kilka alternatyw, niestety większość obarczona wadami lub ryzykiem.

Pewnym wyjściem z sytuacji jest zakup opon używanych. W tym wypadku lepiej nie ryzykować z zakupami w sieci. Opony mogą posiadać wady, których nie widać nawet na najlepszych zdjęciach, np. nie dadzą się wyważyć. W zasadzie jedynym akceptowalnym wyjściem jest zakup u wulkanizatora, u którego opony od razu zostaną założone na felgi. Tym samym od razu będzie wiadomo, czy nie są dziurawe, czy nierówno starte.

Reklama

Kolejną alternatywą, która wśród Polaków cieszy się sporą popularnością, są opony bieżnikowane. Opony takie mają często bieżniki wzorowane na modelach zachodnich, renomowanych firm i roczną gwarancję. Niestety, niewiele można powiedzieć o tym, jak takie opony będą sprawowały się na drodze. O ile wzór bieżnika można skopiować, to już skład mieszanki gumowe niekoniecznie. Dlatego do tematu opon bieżnikowanych trzeba podchodzić dość ostrożnie.

Niezbyt dobrym pomysłem jest również zakup tylko dwóch opon. Samochód ma wówczas zupełnie inną przyczepność na jednej z osi, co może skutkować tendencją do wpadania w poślizg. A na którą oś montować zimowe opony? Większość kierowców odpowie, że na napędzaną, bo dzięki temu łatwiej ruszyć w trudnych warunkach. Ponadto najczęściej oś napędzana jest osią przednią, co przekłada się również na prowadzenie samochodu - po prostu łatwiej skręcić, a także na hamowanie. Tyle tylko, że eksperci zalecają montowanie opon zimowych na... tylnej osi. Powód jest prosty. O ile przeciętny Kowalski może poradzić sobie z poślizgiem podsterownym (czyli gdy "puści" przednia oś) poprzez intuicyjne odjęcie gazu, to już niewielu zdoła wyjść z poślizgu nadsterownego (gdy przyczepność stracą koła tylnej osi). Wówczas kończy się to najczęściej obrotem samochodu i opuszczeniem asfaltu.

Najlepszym wyjściem, jeśli nie stać nas na zakup kompletu fabrycznie nowych opon, są opony nieużywane, ale z zapasów magazynowych.

W Polsce przepisy mówią, że jako opony nowe mogą być sprzedawane opony nie starsze niż 3 lata. Tymczasem sami producenci zapewniają, że jeśli opony są prawidłowo przechowywane, to są pełnowartościowe nawet w wieku 5 lat. Jako dowód podajmy fakt, że opony do supersamochodów typu ferrari ze względu na nikły popyt są produkowane co kilka lat w niewielkich seriach. Nie ma więc czasem wyjścia i do ferrari zakłada się np. opony trzyletnie.

Producenci mówią również, że granica przy której opona nie powinna być już zakładana na felgę to 10 lat. Warto więc poszukać opon starszych niż trzyletnie, które zwykle są oferowane w korzystniejszych cenach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama