Opel - potrzeba więcej odwagi

Skąd biorą się problemy Opla i jak można im zaradzić? Interesującą analizę na ten temat zamieszcza w swoim internetowym wydaniu magazyn "Forbes".

Jej autor, Jerry Flint, zauważa na wstępie, że europejska gałąź General Motors jest głównym źródłem strat w całym koncernie. W ciągu trzech lat, bez nie podliczonego jeszcze roku 2009, który z pewnością nie był lepszy, sięgnęły one 3,6 miliarda dolarów. Jaki jest powód tak fatalnych wyników finansowych? Upatrywanie ich przyczyny wyłącznie w wysokich kosztach produkcji w Europie Zachodniej jest, według Jerry'ego Flinta, błędem. Przecież w takich samych warunkach działają, z o wiele większym powodzeniem, główni konkurenci Opla, oferujący podobne samochody dla podobnych klientów.

Reklama

Radzą sobie lepiej, bo w porę przejęli firmy i marki w krajach, gdzie produkuje się taniej. Volkswagen kupił czeską Skodę i hiszpańskiego Seata, Renault zainwestował w rumuńską Dacię, Fiat związał się z Chryslerem. Opel takich biznesowych ruchów nie robił i nie robi. Owszem, ma fabryki w Hiszpanii, Polsce i Wielkiej Brytanii, ale 40 proc. jego produkcji pochodzi z bardzo drogich Niemiec. Rada nadzorcza Opla (zgodnie z niemieckim prawem niezależna w stosunku do centrali w Detroit, o czym menedżerowie GM często zapominają), w której połowę miejsc zajmują przedstawiciele potężnych związków zawodowych, skutecznie blokuje wszelkie, zgodne z logiką rachunku ekonomicznego, próby zmiany tego wskaźnika. Najwyższy czas, radzi Flint, by GM kupił, wreszcie jakąś małą firmę motoryzacyjną w Europie Wschodniej lub Rosji i rozwinął tam produkcję niskokosztowych aut, tworząc zupełnie nową markę.

Warto też pójść w drugim kierunku. Konkurenci rozszerzają gamę swoich wyrobów o przynoszące duże zyski droższe, bardziej luksusowe marki. Jest to ważny element strategii Volkswagena (audi, bentley), Toyoty (lexus) i Fiata (alfa romeo, lancia). Opel takich aut z wyższej półki nie oferuje. To błąd. Owszem, trudny do szybkiego naprawienia, ale może należałoby spróbować zaproponować światu coś naprawdę nowego, na przykład pojazdy, korzystające z nowoczesnych, wyrafinowanych napędów hybrydowych?

Rywale nie boją się wchodzić na szybko rozwijające się rynki w Ameryce Południowej i Azji. Fiat jest mocny w Brazylii, Volkswagen w Chinach. tymczasem General Motors rezerwuje te rejony świata dla siebie, nie wpuszczając na nie Opla. Zdaniem komentatora "Forbesa" niesłusznie, bowiem niemieckie samochody cieszą się wszędzie dużym prestiżem i mogłyby skuteczniej konkurować z VW czy Toyotą niż inne marki GM.

Konkurenci Opla zarabiają duże pieniądze na produkcji pojazdów użytkowych - ciężarówek, samochodów dostawczych. Opel ten segment całkowicie zaniedbał. To następny błąd.

W Oplu słychać często narzekania na "duszącą rękę biurokratów z Detroit" i na to, że nowym szefem firmy został nie Niemiec, lecz Brytyjczyk. General Motors zamierza wpompować w podtrzymanie swej europejskiej odnogi kolejne dwa miliardy dolarów. Zdaniem Jerry'ego Flinta nic to nie da, jeżeli władze koncernu nie zaryzykują i nie zdecydują się na radykalne zmiany strategii wobec Opla.

Audentes fortuna iuvat, odważnym szczęście sprzyja - kończy swe wywody komentator "Forbesa".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: General Motors | Opel | potrzeba
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy