Obraz totalnej niekompetencji

Od mojego poprzedniego felietonu (o słupkach i wysepkach na krajowej "siódemce") upłynęło sporo czasu.

Przyczyną zwłoki w pisaniu niniejszego artykułu nie był jednak okres świąteczny (przynajmniej z mojej strony). Wysłałem otóż zarówno zdjęcia inkryminowanych, a bezprawnych, "elementów zabezpieczających", jak i sam felieton do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z prośbą o komentarz. Niestety, nie doczekałem się go. Ale cóż, może teraz?

Tym razem ja skomentuję Wasze, Czytelników, komentarze. Z tego, co piszecie, wyłania się straszliwy obraz naszych dróg. Obraz totalnej niekompetencji, bezhołowia, braku gospodarza, samowoli i sobiepaństwa. Nie dość, że ten wciąż od nowa doświadczany kolejnymi rewolucjonistami kraj dróg niemal nie ma, to jeszcze w dodatku ludzie i instytucje, które powinny tymi resztkami szos się zajmować, zajmują się tylko dorabianiem (samodzielnie albo przez znajomych, którzy dostają intratne, a bezsensowne zadania dobudowywania czegoś lub obudowywania czymś dróg) albo PR-em polegającym na pokazywaniu wszystkim, jak bardzo troszczą się rzekomo o bezpieczeństwo.

Owa troska sprowadza się nie do maksymalnego wykorzystania tego, co mamy, by jazda była sprawna i bezpieczna, ale do tego, by to, co mamy, maksymalnie zablokować. By jazda samochodem stała się koszmarem. By niemożliwe było wyprzedzanie. By Policja i Straż Miejska miały jak najwięcej pretekstów do okładania kierowców mandatami przy najmniejszym wysiłku, oczywiście nie polegającym na wyłapywaniu rzeczywistych drogowych przestępców. Bo wtedy można się chwalić statystykami, z których jasno wynika, że od kiedy drogą A zajmuje się polityk B, liczba wypadków spadła o 50%, a wpływy do kasy gminnej z tytułu mandatów wzrosły o 100 000%.

Reklama

Bardzo chcę, żeby do Szanownych Czytelników i Szanownych Czynowników (być może jednak mnie czytają) dotarło, że nie uważam się za jedynego sprawiedliwego i jedynego mądrego; nie mam się też za mistrza kierownicy - nawet z pewnością nim nie jestem. Jestem zwykłym, przeciętnym użytkownikiem dróg, tyle że jeżdżącym dużo (nawet bardzo) i zmuszonym do korzystania właśnie z dróg. A przede wszystkim jestem człowiekiem wykorzystującym mózg do myślenia, a nie do antymyślenia. To, co piszę i mówię, ma na celu postęp, a nie regres.

Nie, wcale nie sądzę, że zawsze mam rację i że jako dziennikarz mam inne (większe) prawa i przywileje. Nie uważam też, że nie obowiązują mnie przepisy. Uważam tylko, że tworzenie przepisów idiotycznych lub aspołecznych jest dowodem na bezmyślność, na antymyślenie, na kojarzenie wyłącznie kategoriami statystyki i sprawozdawczości, a nie rzeczywistego rozwiązywania problemów.

Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że Polska jeszcze długo będzie czekała na nowe drogi ekspresowe, obwodnice i autostrady. Więc póki co wykorzystujmy to, co mamy, jak najlepiej. A temu celowi nie służą próby zmieniania pasów ruchu w tunele, z których nie ma ucieczki (słupki i inne wymysły, jak choćby mrożące krew w żylakach stalowe krawężniki w osi jezdni, o których pisał jeden z Czytelników). Od grodzenia dróg i stawiania choćby miliona fotoradarów nie zaczniemy jeździć płynniej czy sprawniej.

Podsumowując, domagam się, by niezależnie od tego, która partia/koalicja jest akurat u władzy, zarządzaniem drogami zajmowali się zawsze fachowcy, których żaden kacyk nie będzie mógł wywalić z pracy tylko dlatego, że np. z budżetu drogowego nie dorzucono się do jego kampanii wyborczej albo dlatego, że jego szwagier czy kolega akurat jest na bezrobociu.

Albo i szerzej: może ktoś by wreszcie ustalił w Polsce, które stanowiska są polityczne, a które TYLKO DLA FACHOWCÓW. A fachowców łatwo poznać. To ci, którzy nie zmieniają poglądów np. na przebieg mostu czy obwodnicy w zależności od tego, bliżej domu rodzinnego którego ministra dana inwestycja ma powstać.

Maciej Pertyński (Auto Moto)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: obraz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama