Marzenia o polskim aucie

Skoda bije kolejne rekordy sprzedaży i powoli zagraża samemu Volkswagenowi, choć ten także sprzedaje się znakomicie (w tym roku sprzedał już grubo ponad 5 milionów aut). Dacia wypuszcza kolejne, ciepło przyjmowane modele, a we Francji sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Mówi się o reaktywowaniu Zastavy. A co stało się z polską motoryzacją?

Dlaczego nikomu nawet przez myśl nie przyjdzie reinkarnacja np. poloneza?

Postanowiliśmy dokładniej przyjrzeć się problemowi "wskrzeszenia" któregoś z historycznych polskich samochodów w roli popularnego "lowcosta"...

Wielu naszych czytelników zdaje się tęsknić do czasów, "gdy Polska była motoryzacyjną potęgą, a z fabryk wyjeżdżały tysiące samochodów". Takie rozumowanie, z założenia wydaje się błędne - nie można przecież tęsknić za... czasem teraźniejszym.

Teraz jest... lepiej

Być może wydaje się to dziwne, ale właśnie teraz nasz przemysł motoryzacyjny przeżywa najlepsze chwile. Swoje montownie mają w naszym kraju m.in. Fiat, Opel i Volkswagen, w wielu fabrykach, które produkują podzespoły dla innych producentów, zatrudnionych jest obecnie około 140 tysięcy ludzi. Wartość produkcji sprzedanej polskiego sektora motoryzacyjnego wyniosła w zeszłym roku 83,2 mld zł, i mimo że jest to wynik o 11% gorszy niż dwa lata temu, to na tle innych krajów sytuacja Polski jest nadzwyczaj dobra. Aż 97% produkowanych u nas pojazdów trafia na rynki zagraniczne.

Reklama

Co więcej - jak wynika z branżowego raportu przygotowanego wspólnie przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego oraz firmy Baker & McKenzie oraz KPMG - jako kraj wciąż jesteśmy bardzo atrakcyjnym partnerem dla wielu firm. W zeszłym roku w Specjalnych Strefach Ekonomicznych producenci z branży samochodowej zostawili aż 17,5 mld zł, co stanowi ponad 1/4 wszystkich dokonanych tam inwestycji.

W badaniu przeprowadzonym przez KMPG, w którym udział wzięło 200 przedstawicieli branży motoryzacyjnej z całego świata, Polska uznana została za drugi, zaraz po Ukrainie, najbardziej perspektywiczny pod względem inwestycji motoryzacyjnych rynek w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.

Z ekonomicznego punktu widzenia tęsknota za stojącą na glinianych nogach, zadłużoną i przestarzałą "potęgą" sprzed trzydziestu lat jest więc zupełnie nieuzasadniona. W komentarzach górę biorą jednak emocje i czysto "prestiżowa" chęć posiadania narodowego dobra w postaci własnej marki. Niestety, ten problem jest zdecydowanie głębszy, niż mogłoby się to wydawać.

Nie mamy marki

Faktem jest, że posocjalistyczna historia Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu może być scenariuszem na trzymający w napięciu horror (wiele wskazuje na to, że bez happy endu), ale porównania z czeską Skodą czy rumuńską Dacią nie są do końca uprawnione. To prawda, że zarówno Czesi jak i Rumuni wyszli na transformacji ustrojowej zdecydowanie lepiej niż my, ale nie można zapominać, że nasze starty w kapitalizm nie były równe.

Pierwszy problem jest taki, że chociaż przez ostatnie sześćdziesiąt lat z polskich fabryk wyjeżdżały przeróżne auta, w tym czasie nie dorobiliśmy się niczego, co nazwać by można było "marką". Kanciaste 125p i "maluchy" sprzedawane były jako "polskie fiaty", jedynie syreny i polonezy występowały pod nazwami FSO i FSM. Problem w tym, że w czasie, gdy w wielu krajach kupić można było nową dacię czy skodę, eksport wytworów naszej motoryzacji opierał się głównie na modelu 125p. O "marce" nie mogło więc być mowy - dla większości z zagranicznych klientów był to po prostu produkowany w Polsce fiat.

Sytuację miał szansę odmienić polonez, niestety kraje, do których eksportowaliśmy ten pojazd dobrane zostały według nikomu nieznanego klucza. Dla przykładu poczciwego "poldka" kupić można było w Chinach, Wielkiej Brytanii, Egipcie, Francji, Danii, Holandii, Hiszpanii, Grecji czy RFN. Wśród "bratnich potęg" samochód oferowany był wyłącznie w Jugosławii. Niestety, nawet produkowane w obecnej Serbii zastavy konstrukcyjnie biły poloneza na głowę - przez 13 lat sprzedaliśmy tam zaledwie 8540 egzemplarzy.

Taka polityka eksportowa poskutkowała tym, że chociaż wszyscy w Polsce rozróżniają łady, dacie i skody, o rodzimym aucie z Żerania Czesi, Rosjanie czy Rumuni nie wiedzą praktycznie nic. W takim przypadku o żadnym "wskrzeszaniu" nie może więc być mowy. Nad przywracaniem pamięci np. poloneza można wprawdzie popracować jedynie w przypadku takich krajów jak Wielka Brytania, Francja czy Holandia.

Problem w tym, że w czasie, gdy eksportowaliśmy do nich swój produkt, kraje te stały o kilka stopni wyżej w motoryzacyjnej hierarchii, więc archaiczna polska konstrukcja nie zrobiła tam zbyt dobrego wrażenia. Pamiętajmy też, że polonez był jedynie oznaczeniem modelu, który produkowany był pod marką FSO. Jakbyśmy się nie starali, Fabryka Samochodów Osobowych, nawet dla Polaka patrioty, nie brzmi jednak równie zachęcająco co Bayerische Motoren Werke.

O ile więc zastavy, łady czy skody w państwach dawnego bloku wschodniego kojarzone są raczej dobrze, o tyle nazwa polonez poza granicami naszego kraju kojarzona jest - co najwyżej - z wódką (o FSO nie wspominając).

Nikt nie kupi poloneza

Oczywiście - z technicznego punktu widzenia - zbudowanie "polskiego samochodu" przy wykorzystaniu wsparcia chociażby Fiata jest całkiem możliwe. Trzeba jednak pamiętać, że producenci wytwarzają auta po to, by na nich zarabiać. Pompowanie pieniędzy w nową markę, o której - poza Polską - w zasadzie nikt nie słyszał wydaje się nie tylko niemożliwe, ale też - po prostu - głupie.

Nieprzypadkowo Fiat wykupił niedawno serbską obecnie Zastavę, gdzie - pod rodzimą nazwą - produkowane będą m.in. unowocześnione, starsze modele włoskiego producenta. Zastava - w przeciwieństwie do poloneza - wielu Europejczykom kojarzy się jednak z samochodem.

Co więcej, jest bardzo prawdopodobne, że - podobnie jak dzieje się to obecnie np. w Rumunii, gdzie obywatele zbiorowo "rzucili się" na używane auta z zachodu - wielu Polaków po prostu nie chciałoby jeździć nowym polskim samochodem. Widać to doskonale chociażby na przykładzie Fiata, który wciąż mierzyć się musi z nie najlepszą opinią, która przylgnęła do producenta właśnie w okresie PRL.

Chociaż produkowane w Polsce samochody tej marki uznawane są za jedne z najlepszych w Europie (panda jest najmniej awaryjnym pojazdem w swojej klasie) wielu Polaków, wciąż traktuje włoskie pojazdy z przymrużeniem oka. Podobnie jak większość "doświadczonych optymistów" pomysły o "wskrzeszaniu" polskich marek za cudze pieniądze...

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Auta | FSO | polonez | Fiat | marzenia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy