Ma "malucha" w USA. Tankuje go benzyną do silników łodzi

Opisywany przez nas niedawno Fiat 126p z Nowego Jorku nie jest jedynym "maluchem" jeżdżącym po Stanach Zjednoczonych.

Od kilku miesięcy szczęśliwym właścicielem innego samochodu tej marki i modelu jest Piotr Jaskiernia, krakowianin, od 1982 r. mieszkający w okolicach Charlotte, w stanie Północna Karolina.

- Przyjeżdżam do Polski co dwa lata, na dwa tygodnie. Od dawna myślałem, że fajnie byłoby mieć w kraju jakieś auto, na przykład małego fiata. Nad sprowadzeniem "malucha" do USA nie zastanawiałem się, bo wiedziałem, że amerykańskie przepisy nie pozwalają na zarejestrowanie takiego pojazdu - mówi pan Piotr. - Miał z tym wielkie problemy nawet sam Bill Gates, który kiedyś wymarzył sobie kupno Porsche 959. Okazało się jednak, że istnieje luka prawna - wspomniane ograniczenia nie obowiązują w przypadku samochodów liczących co najmniej 25 lat.

Odpowiedniego "malucha", rocznik 1988, Piotr Jaskiernia znalazł w Krakowie. Stał w szopie, z 48 tysiącami kilometrów na liczniku.

- Połowę tego przebiegu zrobił pierwszy właściciel fiacika, w ciągu roku. Pozostałą część drugi, przez 24 lata. To był starszy mężczyzna, jeździł bardzo mało. Kiedy zmarł, auto zostało wystawione na sprzedaż. Kupiłem je za 3000 zł. Było w świetnym stanie, właściwie bez śladu rdzy, z bardzo zadbanym wnętrzem. Nie wymagało żadnych napraw.

Reklama

Fiacik przypłynął statkiem do portu w Charleston. Piotr Jaskiernia opłacił cło, całe 17 dolarów i... pojawił się pierwszy kłopot. Ze względu na mały rozstaw kół "maluch" nie mógł wjechać na miejscową lawetę służącą do przewozu samochodów. Po prostu wpadał w przestrzeń pomiędzy pomostami rampy. W końcu jednak udało się go jakoś załadować i dostarczyć do domu nowego właściciela.

Następnym zadaniem było zarejestrowanie auta. Urzędniczka w wydziale komunikacji, starsza kobieta, na widok Fiata 126p wpadła w popłoch. Powtarzała, że nic nie może, nie da się, nie wolno... Druga wizyta w urzędzie była bardziej owocna. Inna pracownica również nie kryła zdziwienia widząc "takie małe coś", ale zeskanowała i przefaksowała gdzieś dokumenty, wykonała kilka telefonów, na miejscu pojawił się policjant, który zgodnie z procedurą sprawdził papiery i numery auta, po czym zostało ono zarejestrowane.

Co ciekawe, zgodnie z przepisami stanu North Carolina wystarczy, by samochód miał tylko jedną, tylną tablicę rejestracyjną. Z przodu można założyć co się komu żywnie podoba. Dlatego jeżdżące tu auta często bywają oznakowane podwójnie i dla niewtajemniczonego sprzecznie: z tyłu Północna Karolina, z przodu Kalifornia, Floryda albo Teksas. Przywieziony z Polski Fiat 126p zachował blachy krakowskie...

Piotr Jaskiernia od dziecka pasjonował się motoryzacją, choć wychował się w rodzinie nie mającej własnego samochodu. Wciąż pamięta emocje, jakie przeżywał, gdy tata brał go od czasu do czasu do służbowej warszawy. Miał 18 lat, gdy za pierwsze zarobione podczas szkolnej praktyki zawodowej pieniądze kupił Mercedesa 170V z 1936 roku. Bynajmniej nie jako oldtimera, lecz samochód do codziennej jazdy. Co prawda merc nie był na chodzie, ale w końcu z pomocą dobrych ludzi udało się go uruchomić.

- Do dzisiaj żałuję, że pozbyłem się tego wozu. Zamieniłem go na kożuch i musiałem jeszcze dopłacić... - wyznaje pan Piotr, który później jeździł Fiatem 125p, wożąc dyrektora jednego z krakowskich przedsiębiorstw transportowych.

W USA został kierowcą ciężarówki. Nakręcił już na koła ponad 6 milionów kilometrów. Jego truck waży 37 ton i mierzy, z całym zespołem, 22 metry długości, jednak, zdaniem Piotra Jaskierni wykazuje pewne podobieństwa z "maluchem":

- Też brakuje mu przyspieszenia i hamulców...

Fiacik ma również pewne cechy wspólne ze stojącym obok w garażu drugim samochodem pana Piotra, BMW M3, potworem o mocy silnika podniesionej do 600 KM.

- I jednym,i drugim pokonuję na baku około 350 kilometrów. I za jednym, i za drugim oglądają się przechodnie, o co w Stanach jest naprawdę trudno. Tyle tu spotyka się ciekawych aut.

Fiacik Piotra Jaskierni nie jest samochodem na pokaz, lecz do codziennego użytku. Wozi właściciela do pracy, około 20 kilometrów, bocznymi drogami ("z autostrady korzystam, gdy jeżdżę BMW"). Pali około 5,5 l na 100 km ("przy cenie jednego dolara za litr i wyższych niż w Polsce zarobkach jeździ się tu praktycznie za darmo"). Trzeba go tankować specjalną benzyną przeznaczoną do silników łodzi, bez stosowanej powszechnie w sprzedawanych w USA paliwach domieszki etanolu, uzupełnianą dodatkiem poprawiającym smarowanie zaworów.

Pan Piotr jest bardzo zadowolony ze swojego fiata. Doskwiera mu jedynie brak bardzo przydatnej w gorącym, wilgotnym klimacie Północnej Karoliny klimatyzacji ("zamontowałem wiatraczek") i wykonana ze skaju tapicerka foteli ('założyłem pokrowce"). Awarie? Owszem, zdarzyła się jedna - wydmuchało uszczelkę spod głowicy.

- Na szczęście potrzebne części można szybko sprowadzić z Polski. Okazało się także, że są dostępne i w USA, chociaż drogie. Kompletny silnik 650 ccm kosztuje 3000 dolarów.

Na widok Fiata 126p żywo reagują Polonusi i imigranci z innych krajów dawnej "demokracji ludowej". Na amerykańskich drogach spotyka się także nowe Fiaty 500.

- Wtedy tłumaczę, że mój "maluch" jest ich pradziadkiem... - mówi Piotr Jaskiernia.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy