Kto szybciej czyli szaleństwo kontrolowane

Mogą wynająć tor, brać udział w KJS-ach, rajdach terenowych lub zużyć kilka kompletów opon na pustym lotnisku.

Dni otwarte torów to jeden z ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu przez europejskich miłośników sportów samochodowych.

Płacisz wpisowe i cały dzień możesz szaleć na profesjonalnym obiekcie. Wybór jest naprawdę duży. Słynny tor Nurburgring w Niemczech oferuje płatne przejazdy - na cztery okrążenia ponad 20-kilometrowej pętli trzeba wydać 64 euro.

Niestety, w Polsce nie jest aż tak dobrze, ale na pewno lepiej niż było jeszcze kilka lat temu. W weekendy na torach wyścigowych odbywają się giełdy samochodowe i tylko jeden z nich - w Słomczynie - organizuje od czasu do czasu dni otwarte.

Na szczęście miłośnikom sportów samochodowych pozostają jeszcze KJS-y, wyścigi na 1/4 mili, coraz popularniejszy offroad, wynajęcie toru kartingowego lub bardzo kosztowne wynajęcie całego profesjonalnego toru wyścigowego.

Reklama

Tylko wynajem

W Polsce są trzy takie tory: "Poznań" w Przeźmierowie, "Kielce" w Miedzianej Górze i rallycrossowy tor w Słomczynie pod Warszawą oraz

10 dużych, odkrytych torów gokartowych. Niestety, okazuje się, że tylko tor w Słomczynie organizuje od czasu do czasu imprezy wzorowane na "dniach otwartych" torów w Anglii i Niemczech. Kierowca amator płaci w Słomczynie zaledwie 50 zł za cały dzień imprezy.

Najnowocześniejszy w Polsce tor w Poznaniu w ogóle nie wpuszcza amatorów.

- Kierowcy bez licencji mogą tylko jeździć podczas zorganizowanych imprez, np. KJS-ów. Bez licencji, za opłatą mogą jeździć tylko motocykliści - usłyszeliśmy w Automobilklubie Wielkopolski, zarządzającym torem.

W Kielcach amatorzy mogą pojeździć w niektóre dni za słoną opłatą. - Dni otwartych nie organizujemy, a wynajem toru kosztuje 400 zł za godzinę - powiedziano nam w zarządzie obiektu. Tyle że za tę kwotę dostępne są tylko tzw. mała pętla i tor kartingowy.

Nie lepiej, choć trochę taniej jest na torach kartingowych. Podobnie jak w przypadku torów samochodowych nie organizuje się tam dni otwartych.

Szefostwo toru w Bydgoszczy nie było zbyt entuzjastycznie nastawione do wynajmu obiektu. - Auta niszczą tor, powstają koszty. Pojedynczym samochodom to nawet mi się nie opłaca wynajmować - zniechęca do ubicia interesu zarządca.

- Najlepiej zebrać kilka osób. Wtedy wynajęcie będzie kosztować 500 zł za 2-3 godziny plus 200 zł kaucji - mówi z nieukrywanym sceptycyzmem.

Z kolei w Radomiu, żeby pojeździć autem, trzeba zorganizować imprezę w formie zlotu. Cały dzień zabawy kosztuje 1000 zł plus koszty obsługi i ubezpieczenia, czyli ok. 200 zł.

Tyle samo za wjazd autami zapłacimy na torze w Gostyniu, gdzie jest też wypożyczalnia gokartów. Dosyć tanio jest na torze w Zielonej Górze - godzina jazdy samochodem kosztuje tam zaledwie 20 zł.

Nieśmiertelne KJS-y

Ciąg dalszy na następnej stronie

Jak wykazała powyższa minisonda, statystyczny miłośnik samochodów, który chce sprawdzić swoje umiejętności i auto, ma niewiele możliwości. Jedynym rozwiązaniem wydaje się udział w KJS-ach, czyli w Konkursowej Jeździe Samochodem, uważanej za wstęp do profesjonalnych rajdów.

KJS-y są organizowane przez lokalne Automobilkluby, a udział w nich może wziąć każdy po spełnieniu niezbyt surowych wymagań. Potrzebne są tylko sprawny samochód dopuszczony do ruchu po drogach i kask. Nie wszystkim jednak odpowiada forma KJS-ów. - Zwykle sprowadza się do jazdy między słupkami lub tym podobnych - denerwuje się 20-letni Michał, który raz pojechał na tego typu imprezę.

Piotr Tonderski, szef Komisji Sportu Samochodowego PZMotu, zapewnia, że ta sytuacja się zmienia. - Wprowadzamy zasady podobne do rajdów, np. długie próby szybkościowe - wyjaśnia.

Marek Kwaśnik, kierowca startujący obecnie w Pucharze PZMot, przygodę ze sportem samochodowym zaczynał właśnie od KJS-ów. - Widać coraz więcej chętnych. Przyjeżdżają naprawdę mocnymi autami. Jest więc zapotrzebowanie na sporty samochodowe i dla takich ludzi trzeba stworzyć nowe możliwości - ocenia nasz rozmówca i dodaje, że oprócz KJS-ów młodzi kierowcy nie mają w Polsce gdzie jeździć. - W Polsce brak torów i miejsc do sportowej jazdy powodują, że młodzi zniechęcają się do sportu lub przenoszą szybką jazdę na ulice - twierdzi.

Z ulicy na lotnisko

Od kilku lat kierowców stara się ściągnąć na zamknięte obiekty Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego. Organizuje ono zawody w coraz bardziej popularnej w Polsce dyscyplinie wyścigów na 1/4 mili. Zawody mają rangę mistrzostw Polski - rozgrywanych jest sześć rund.

Aby ścigać się w Mistrzostwach Polski, trzeba otrzymać licencję - wystarczy zdać egzamin z przepisów bezpieczeństwa.

- Oczywiście nie każdy może wygrać. W zawodach startują przerabiane samochody o ogromnych mocach - wyjaśnia Michał Trocki, wiceprezes SSS, i dodaje, że od niedawna równolegle z MP rozgrywana jest tak zwana klasa "street" dla zwykłych kierowców.

- Do startów nie potrzeba licencji, tylko zgłoszenie. Wystarczy, że auto jest dopuszczone do ruchu drogowego. Dopuszczalne są modyfikacje silników, ale już na nadwozia z tworzyw sztucznych się nie zgadzamy - podsumowuje.

Dla fanów błota

Ciąg dalszy na następnej stronie

Nie na szybkość, ale na wytrwałość stawiają pasjonaci jazdy w terenie. Wystarczą dobre chęci, samochód terenowy i wolny czas. W zeszłym roku ruszyła także Torowa Liga Samochodów Terenowych.

- To wstęp do dużych imprez maratońskich - mówi Albert Gryszczuk, organizator Ligi i kierowca startujący m.in. w rajdzie Paryż-Dakar. - Nie mierzymy czasu, więc nie podlegamy przepisom FIA. Oczywiście startują też zawodowcy, ale konwencja pozwala na udział zwykłych kierowców, którzy chcą sprawdzić siebie i samochody - wyjaśnia. Na czym polega jazda torowa terenowym

autem? Uczestnicy jeżdżą sześć godzin na zamkniętym torze o długości 4,5 km.

Trzecia liga

Ciąg dalszy na następnej stronie

Jak widać, amatorzy sportowych emocji nie mają w Polsce wielkiego wyboru. - Niezbędne jest zorganizowanie czegoś pomiędzy KJS-ami a Pucharem PZMotu. Trzeciej ligi, zawodów okręgowych bardziej dostępnych dla zwykłych kierowców - uważa Marek Kwaśnik. Przeszkodą jak zwykle są przepisy.

- Musimy się stosować do przepisów FIA i do ustawy o sporcie kwalifikowanym, która nie rozróżnia sporu amatorskiego - wyjaśnia Piotr Tonderski z PZMotu i zapewnia, że trwają prace nad rozwiązaniem tego problemu. Może nim być np. wprowadzenie znacznie łatwiej dostępnych licencji okręgowych.

Po sukcesach Roberta Kubicy coraz więcej kierowców chce spróbować swoich sił niekoniecznie w zawodowym sporcie samochodowym.

Teraz należałoby promować rozgrywające się w Polsce zawody. Rosnąca popularność przyciągnęłaby sponsorów, powstałyby nowe tory - z korzyścią dla zawodowców, ale też amatorów. Co jednak ważniejsze - kierowcy ci wreszcie wyżywaliby się na zamkniętych torach, a nie na drogach publicznych. Stefan Rokita, Wojciech Garbarczyk

Zjedź na pobocze.

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: kierowca | kierowcy | zawody | szaleństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama