Koniec Saaba to koniec Volvo?

Pozycja ofiary często jest niezwykle wygodna. Dzięki niej można bowiem liczyć na pewne przywileje.

Każdy student wie, że nic tak nie działa w sesji jak "ładne oczy" i "branie na litość". Niestety, taka taktyka to igranie z ogniem. Zawsze może się trafić ktoś zupełnie nieczuły na troski i żale. Osobnik aspołeczny, całkowicie wyprany z empatii...

Z takim właśnie przeciwnikiem przyszło się zmierzyć General Motors. Firma, która otrzymała ostatnio od amerykańskiego rządu dotację w wysokości 13,4 miliarda dolarów (obecnie domaga się dalszych 16,6 mld) postanowiła zagrać va banque i zaszantażować również rząd Szwecji. Sprawa dotyczy przyszłości marki Saab, która należy do amerykańskiego giganta od 1990 roku.

Reklama

W związku z kryzysem ekonomicznym marka od dłuższego czasu znajduje się na krawędzi bankructwa. Klienci segmentu premium zdecydowanie częściej wybierają auta niemieckie i nie ma się czemu dziwić, bowiem od połowy lat dziewięćdziesiątych jakość szwedzkich samochodów systematycznie spada. Problem narastał od dłuższego czasu, można więc zaryzykować twierdzenie, że kryzys ekonomiczny to dla strategów GM uśmiech losu. Zarząd Saaba postanowił postawić szwedzki rząd pod ścianą. Ogłoszono, że jeśli do końca miesiąca nie dojdzie do porozumienia gwarantującemu marce rządowe dotacje, firma ogłosi upadłość. Jako żywą tarczę potraktowano około 5 tysięcy pracowników samochodowego oddziału Saaba.

Niestety, wygląda na to, że fani marki wkrótce okryją się żałobą. Dni Saaba są już policzone. Minister Przemysłu Szwecji Maud Olofsson ucięła wszelkie spekulacje: "Saab przynosi straty od tak dawna, że nieodpowiedzialne byłoby pompowanie w niego pieniędzy podatników."

Chociaż z punktu widzenia fana motoryzacji decyzja taka wydaje się bolesna, należy pamiętać, że utrzymywanie nierentowych przedsiębiorstw zawsze odbija się czkawką. Szwecja ma najwyższy w Unii Europejskiej wskaźnik zatrudnienia (ok. 77 %) i przeznacza aż 27 % PKB na cele socjalne. Bardzo sprawnie funkcjonują tam również programy pomocowe dla osób bez pracy, dzięki czemu wskaźnik bezrobocia waha się w granicach 5 %.

Podsumowując - nawet jeżeli pięć tysięcy ludzi trafi na bruk - z ekonomicznego punktu widzenia łatwiej jest wypłacić im "socjal" niż inwestować miliardy w markę, która mimo chlubnych lotniczych tradycji od dłuższego czasu zmierza lotem koszącym ku katastrofie. Wygląda więc na to, że tym razem, próba wymuszenia haraczu spełzła na niczym. Saab dobije w końcu z wielkim hukiem do ziemi, z czego najbardziej ucieszą się zapewne Niemcy. Z ich punktu widzenia będzie to piękna katastrofa.

Niestety, brak pomocy dla Saaba oznacza również brak pomocy dla Volvo, które należy obecnie do Forda i również zmaga się z poważnymi problemami finansowymi. Oferta zakupu marki została już rozesłana do potencjalnych nabywców. Coraz głośniej mówi się jednak o tym, że żadna z dużych europejskich firm nie jest nią zainteresowana. Zarząd Forda liczy więc na... Chińczyków.

Na salonie samochodowym w Detroit Szwedzi zaprezentowali prototyp nowego S60, który wzbudził niemałą sensację. Wersja produkcyjna ma się podobno pojawić na początku przyszłego roku. Czy można więc sądzić, że Volvo nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa? Oby. Trzeba jednak pamiętać, że "gdy Titanic tonął, to też orkiestra grała..."

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Saab | Volvo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama