Kia i Hyundai. Do niedawna wyśmiewane, a teraz...

Trudno o bardziej oszałamiającą w przemyśle motoryzacyjnym karierę niż ta, która stała się w ostatnich latach udziałem koreańskich marek Kia i Hyundai.

Do niedawna jeszcze wyśmiewane za nudny design, przestarzałą konstrukcję i fatalną jakość oferowanych pojazdów, w zaskakująco krótkim czasie zyskały miliony zwolenników na całym świecie. Jaka jest koreańska recepta na sukces? Z pozoru bardzo prosta, ale w praktyce jakże trudna do zrealizowania...

Trzeba zacząć szybko i konsekwentnie zmieniać wizerunek, proponując klientom całą serię modeli całkowicie zrywających z dotychczasową niechlubną tradycją: nowoczesnych, funkcjonalnych, niezawodnych, atrakcyjnych cenowo, spełniających oczekiwania nabywców w różnych krajach, strefach klimatycznych, obszarach kulturowych. Udana konstrukcja, wysoki poziom techniczny i technologiczny, są pochodną nakładów na badania i rozwój, czyli tzw. R&D. O dobrej jakości wyrobów ma przekonać - i przekonuje - spektakularnie długa gwarancja udzielana na sprzedawane przez Koreańczyków pojazdy. Sposobem na dopasowanie oferty do lokalnych gustów okazało się zatrudnienie miejscowych specjalistów, dobrze znających specyfikę lokalnych rynków. Przeznaczone dla Europejczyków kie i hyundaie zostały zaprojektowane w Europie, są też tutaj produkowane.

Reklama

Ceny? Cóż są konkurencyjne, ale na pewno już nie okazyjne. Koreańczycy dobrze wiedzą, choćby obserwując doświadczenia producentów hinduskich i chińskich, że towar sprzedawany zbyt tanio, nie budzi zaufania. Każe podejrzewać nadzwyczajne oszczędności, niewidoczne dla oczu nabywcy, ale groźne na przykład z punktu widzenia wymogów bezpieczeństwa. Poza tym kupno samochodu, choćby najtańszego, i tak dla wielu osób stanowi poważny wydatek, więc niechętnie podejmują one tu ryzyko. Jeżeli kupiona w hipermarkecie za równowartość dwóch butelek piwa koszula rozleci się po pierwszym praniu, jakoś to odżałujemy. Gorzej, jeżeli kompletnym bublem okazałoby się supertanie, czyli kosztujące kilkanaście tysięcy złotych auto. Taki chybiony wydatek zawsze zaboli.

Hyundai Motor Company, właściciel obu popularnych koreańskich marek, zamierzał sprzedać w 2011 r. 6,3 mln samochodów. Udało się, w kryzysowych czasach, przekroczyć ten plan o 300 tys. aut.

W rozpoczętym, 2012 roku, sprzedaż ma sięgnąć poziom 7 mln pojazdów. Celem dalekosiężnym jest wejście do pierwszej trójki największych na świecie producentów samochodów. Oznaczałoby to zepchnięcie z podium któregoś z aktualnych liderów: Toyoty, General Motors lub Volkswagena.

Zadanie jest bardzo trudne, a czy wykonalne? Na pewno wymaga dużych pieniędzy. A te Hyundai Motor Company ma. Ogłoszony właśnie program ekspansji koreańskiego koncernu przewiduje wydatki w wysokości, bagatela, 12,2 miliarda dolarów, z czego prawie 4,4 mld dol. pochłonie wspomniany obszar R&D (badania i rozwój), a 2,6 mld dol. - rozbudowa mocy produkcyjnych.

Nam pozostaje tylko żałować, że przed laty zamiast związać się z błyskawicznie rosnącym w siłę Hyundaiem, postawiliśmy na współpracę z Daewoo, który okazał się kolosem na glinianych nogach. Gdyby nie ów zły wybór, po halach warszawskiej FSO nie hulałby dzisiaj wiatr...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy