Jeremy Clarkson narażał się również Polakom

Nie da się ukryć - to nie są najlepsze dni dla dziennikarzy. Kamil Durczok rozstaje się w niesławie z TVN. Agnieszka Gozdyra została wysłana na dłuższy, przymusowy urlop, a jej talk show "Skandaliści" zdjęto z anteny Polsat News. Poważne kłopoty ma też Jeremy Clarkson, zawieszony przez szefostwo telewizji BBC za połączoną z rękoczynami awanturę z jednym z jego współpracowników.

W dzisiejszych czasach od solidnego, merytorycznego przygotowania bardziej ceni się tanie efekciarstwo. Pogłębione analizy, wyważone komentarze, bezstronność i zdrowy rozsądek nie trafiają w gust masowego odbiorcy. W mediach najlepiej sprzedaje się to, co kontrowersyjne, idące pod prąd, bezkompromisowe. Liczą się emocje, ostre starcia, nieustanne podgrzewanie atmosfery.

 Ostatni program wspomnianej Agnieszki Gozdyry, z przebranym za biskupa Jerzym Urbanem w roli głównej, był prawdziwym hitem i bił rekordy oglądalności tej stacji.   

Reklama

Jeremy Clarkson to najbardziej znany na świecie i prawdopodobnie... najlepiej zarabiający dziennikarz motoryzacyjny. Swoją renomę zbudował właśnie na ostrości osądów i ciętości języka. Uznawany za mistrza ekstremalnego humoru i obrazoburczych porównań, za człowieka nie liczącego się z nikim i niczym.

Narażał się również Polakom. W czasach PRL bezlitośnie szydził z Poloneza i Fiata 125p - samochodów, które, chociaż dzisiaj wielu trudno zapewne w to uwierzyć, były eksportowane również do Wielkiej Brytanii.

Parę lat temu przygotował i zaprezentował w swoim programie utrzymaną w wojennej stylistyce telewizyjną "reklamę" Volkswagena Scirocco. Ukazywała ona opustoszałe polskie miasta i uciekającą w panice ludność. Spot kończyło hasło: "Berlin to Warsaw in one tank". Dzięki różnym znaczeniom słowa "tank" można je było zrozumieć dwojako; że trasę z Berlina do Warszawy rzeczonym Volkswagenem da się przejechać na jednym tankowaniu lub, że Niemcom do zdobycia Polski wystarczy jeden czołg. Spot oburzył wielu naszych rodaków, którzy uznali, że filmik cynicznie nawiązuje do tragedii II wojny światowej. Polska ambasada złożyła w kierownictwie BBC  oficjalny protest.

Clarkson kpi i obraża wszystkich. Potrafi żartować również z własnej osoby, nazywając się grubym, starym i źle ubranym palaczem. Jedną ze swoich książek zakończył wyjątkami z listów, które otrzymuje. "Gdyby przyznawano Krzyż Wiktorii za głupotę i ignorancję, na pewno byłby Pan jedną z pierwszych odznaczonych nim osób. Natura najwyraźniej nie poskąpiła Panu wielkiego ciała, czego nie można niestety powiedzieć o mózgu"... "Wygląda Pan jak dziwoląg. Dzieci boją się Pana oglądać w telewizji. A jak otworzy Pan jeszcze usta... Coś niesamowitego"... "Posiadam całkiem sporą kolekcję samochodzików i ciężarówek-zabawek. Pańskie stwierdzenie, że kolekcjonerzy samochodzików molestują dzieci, uważam nie tylko za wysoce obraźliwe w stosunku do tysięcy zwykłych ludzi, ale za dowód na to, że powinien się Pan udać do psychoanalityka i sprawdzić, co z Panem jest nie tak... Życzę Panu, by na całą wieczność utknął Pan w konwoju ciężarówek i przyczep kempingowych za kierownicą starego samochodu"... (Cytaty za polskojęzycznym wydaniem książki "Wściekły od urodzenia").

Clarkson balansuje na krawędzi i niejednokrotnie wytykano mu rasizm i seksizm. Bo ostrość osądów ostrością osądów, ale inną cechą współczesnego świata jest przesadna często dbałość o to, by nie urazić przedstawicieli różnorakich mniejszości. Stąd właśnie wzięło się pojęcie poprawności politycznej, które gwiazda brytyjskiego dziennikarstwa miewa za nic.

Kłopoty Clarksona rzecz jasna nader ochoczo skomentowali nasi rodzimi internauci. Często w duchu nie mającym nic wspólnego z zasadą tolerancji i szacunku dla bliźniego.

"zibi": "To zwykły cham a do tego angol".

"Polak": "Nie lubię frajera typowy angol z brzydką gębą."

"pol": "Angielski wieśniak udający ważniaka. Ignorant, cham, burak pospolity. Oto opinia Anglików. Nie ma ludzi nie do astąpienia. Najwyższa pora aby dać mu kopa w doopę. Zarozumialec prostacki."

Komentatorzy wypowiadający się w sieci nie mają jednocześnie wątpliwości co do dalszych losów Jeremy'ego Clarksona.

"Wróci, wróci... oglądalność będzie dwa razy większa..." - przewiduje "boss". I pewnie ma rację. "Top Gear" ogląda na całym świecie  350 mln ludzi. A przecież nie zarzyna się kury przynoszącej złote jajka...

poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy