INTERIA.PL na Kubie

Obok hotelu Delta Pacific ulicą Sukhumvit kroczy słoń. Na tylnej nodze wypisana cena - 30 bahtów za fotografię wykonaną na jego grzbiecie. Słoń idzie sobie pod prąd pasem przeznaczonym dla autobusów. Słoń to słoń, ma tutaj swoje prawa. Tak pisaliśmy o naszej reporterskiej wyprawie do Tajlandii.

Ale byliśmy jeszcze dalej. Dla przybysza ze Starego Kontynentu motoryzacja w tym kraju postawiona jest na głowie. Jeździ się po lewej stronie, średnia wieku samochodów to 10 lat, opel corsa nazywa się barina, a policjant zamiast pałki i pistoletu ma kredę. To tym razem relacja z naszej wizyty w Nowej Zelandii. Kilka dni temu reporter INTERIA.PL dotarł na... Kubę.

Już z samolotu widać, że z motoryzacją na tej wyspie niebogato. Na lotniskowym parkingu jeszcze jako tako, Skody, Seaty jako taksówki, w miarę normalne czytaj nowoczesne autobusy. Ale pierwsze wrażenie jest mylące.

Już za lotniskowym płotem spotykamy Chevroleta Fleetmastera, popularną demokratkę , która budziła podziw w latach czterdziestych. Tuż obok machający rozpaczliwie błotnikami De Soto pamiętający najlepsze czasy dyktatora Battisty. Widać kto był protektorem Kuby przed i po wojnie. Takiego stężenia amerykańskich starych samochodów nie widzieliśmy w żadnym kraju. Pełno też marek już nie istniejących: Oldsmobilów. Niektóre z nich przeżywają kolejną młodość dzięki acetylenowi i szpachlom, inne rdzewieją z godnością.

Reklama

Inna epoka. To co zostawiła matuszka Rosija: Gazy 69, Wołgi, Łady i Nivy a przede wszystkim Iż - jak mawiają Rosjanie - z "kolaskoj" czyli z koszem, nader popularny na Kubie środek rodzinnego transport. Zdarzają się również Jawy z koszem 350cc w dwóch wersjach - Red lub Black style i... murzyn na Jawie.

Dosyć dobrze reprezentowana jest Polska przez, chrypiące nieco, a czasami zamęczone już "Maluszki".

Za to kubańska policja wyelegantowana; stoi co chwila na drogach. Ma Yamahy Virago 250 i długie buty z ostrogami.

Jak się jeździ w Hawanie? Najlepiej motorową rykszą "koko". Są też ryksze normalne, ot takie na pedały. Po wąskich starych uliczkach to najpewniejszy środek transportu.

Transport miejski to zgroza. Ciągnik siodłowy z zabudowaną wielka naczepą, garbaty nad siodłem i dramatycznie przepełniony. Wytłumaczeniem są liczne grupy autostopowiczów i "łebki" machające bezwartościowymi peso, w odróżnieniu od błyszczących taksówek, ale tylko za wymienialne peso (1:1 z Euro).

Osobny temat to drogi, stare połatane albo i nie. Taka kubańska Gierkówka ma dziury gdzie koło wpada po wahacz, ale i tak jest lepsza od dróg wiejskich, które tez pamiętają lepsze czasy. Za to pusto na nich i przestronnie.

Co ważne na Kubie nie ma radarów. Ale mają je za to policjanci? "w oczach". Dyskusja ze stróżami porządku jest tylko przez moment przykra. Do czasu kordialnego Amigo! popartego banknotem o nominale 5 euro.

Również nie ma kłopotów z paliwem, ale jedynie za peso CUC czyli wymienialne. Cena jak w Polsce.

Wypożyczenie auta czy skutera nie stanowi problemu. Turystom takim jak my radzimy zakładać kaski i zapinać pasy. Jak na Ukrainie - każdy pretekst jest dobry by "zagranicznego" złapać. Swoi cieszą się zrozumieniem. 6-7 osób podróżujących w Ładzie? No problemo...

Namawiamy do odwiedzenia Kuby. To piękna wyspa. I można odetchnąć tam socjalizmem. Tym prawdziwym, z ludzka twarzą.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy