"Gówniarze w policyjnych mundurach"

Jakiś czas temu w internecie pojawił się nakręcony przez kogoś film z policyjną Kią Ceed w roli głównej.

Widać na nim wyraźnie, jak policyjny samochód - bez żadnych oznak uprzywilejowania - pędzi nawet o 80 km/h więcej, niż to dopuszczają znaki (130 km/h w terenie zamieszkanym). Wyprzedza przy tym innych uczestników ruchu w dowolnym miejscu i w dowolny sposób, slalomem. Nakręciwszy ten film, internauta zadzwonił do komendy policji i opowiedział całą historię. Dowiedział się, że "skargi przyjmuje w poniedziałki naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego". Nikt nie chciał go nawet wysłuchać! Rozgoryczony, wrzucił film do internetu.

Media oczywiście nie odpuściły i zwróciły się o komentarz do "drogówki". Okazało się, że radiowozem jechali funkcjonariusze do wezwania. Jarosław Gruszczyński, komendant Powiatowej Komendy Policji we Wrześni pod Poznaniem, uważa, że: "Ten film jest przykładem kontroli społecznej, ale nie można go traktować jako dowód w sprawie. Jedyne zastrzeżenie dotyczące postawy policjantów dotyczy braku sygnalizacji świetlnej i dźwiękowej. To młodzi policjanci. Działali w dobrej wierze. Nie widzę podstaw do ich ukarania".

Jak widać, już jest źle - pan komendant nie zna przepisów, albo udaje, że ich nie zna. Kodeks Drogowy wyraźnie mówi, że pojazd uprzywilejowany to "pojazd wysyłający sygnały świetlne w postaci niebieskich świateł błyskowych i jednocześnie sygnały dźwiękowe o zmiennym tonie". Czyli - pędząca po wariacku Kia nie była pojazdem uprzywilejowanym, a więc policjanci popełnili bardzo poważne wykroczenia drogowe, za które normalny kierowca zapewne straciłby prawo jazdy - np. w efekcie tak lubianej przez policjantów z wideorejestratorami "kumulacji" punktów karnych.

Reklama

Ale według pana komendanta Jarosława Gruszczyńskiego - policjanci "działali w dobrej wierze" i "są młodzi", więc wszystko jest OK. Gorzej, że pan komendant dodaje jeszcze jedno zdanie: "Kierowca, który nagrywał radiowóz, też naruszył przepisy ruchu drogowego; musi mieć tego świadomość".

I dopiero teraz naprawdę się boję.

Boję się, bo wysoki przedstawiciel państwowego organu porządkowego jednym ruchem rozgrzesza dwóch - przepraszam - gówniarzy w policyjnych mundurach, a człowieka, który ujawnia głupotę i nieznajomość przepisów u funkcjonariuszy delikatnie uprzedza, że policja dobierze mu się do d...

Rozmyślnie użyłem sformułowania "gówniarze w policyjnych mundurach", bo trzeba być gówniarzem, żeby uprawiać slalom samochodem - szczególnie przekraczając dopuszczalną przepisami (i rozsądkiem!) prędkość aż tak bardzo. Zresztą my, kiedy pokazujemy film nakręcony przez policję, z jakimś idiotą w roli głównej, wykonującym podobne głupoty na drodze, to też nazywamy takiego kierowcę "gówniarzem" albo "idiotą". Więc należy się.

Zastanawiam się jednak, jak określić komendanta i jego wypowiedzi. No bo co - jak Kali jechać jak wariat, to "To młodzi policjanci. Działali w dobrej wierze. Nie widzę podstaw do ich ukarania". Ale jak ktoś Kalego przy takim wariactwie nagrać kamerą, to "Kierowca, który nagrywał radiowóz, też naruszył przepisy ruchu drogowego; musi mieć tego świadomość". Czyli co - Kali z Wrześni?

Ciekawe, swoją drogą, czy jakbym jechał tak, jak ci młodzi głupcy, a złapany czy nagrany, tłumaczyłbym, że np. mój pasażer dostał za przeproszeniem rozwolnienia, to też bym odjechał bezkarnie, bo działałem w dobrej wierze? A ci, co mnie złapali, musieliby mieć świadomość, że też łamią przepisy ruchu drogowego...

I jeszcze jedno - czy przypadkiem o każdym nagraniu, także policyjnym, można powiedzieć, że "Ten film jest przykładem kontroli społecznej, ale nie można go traktować jako dowód w sprawie"...

Maciej Pertyński

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kierowca | komendant | policja | film | W roli głównej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy