Giełdy, czyli raj dla oszustów

Traci na tym nie tylko Skarb Państwa, ale także klienci kupujący podzespoły niewiadomego pochodzenia.

Policja co jakiś czas rozbija grupy złodziei samochodów i paserów. Zazwyczaj okazuje się, że auta były rozbierane na części, które później sprzedawano na giełdach samochodowych w całej Polsce. W październiku 2006 r. stołeczni policjanci rozbili grupę specjalizującą się w kradzieżach fiatów i daewoo.

Grupa praktycznie zmonopolizowała handel częściami tych aut w okolicach Warszawy. Zatrzymano 11 osób, także paserów sprzedających części na giełdach, m.in. w podwarszawskim Słomczynie, gdzie mieści się jedna z największych giełd w Polsce. - Giełdy zawsze były świetnym rynkiem dla paserów - mówi warszawski policjant zajmujący się kradzieżami aut. - Nikt tam nie pyta o pochodzenie części. Po prostu raj dla szemranych interesów. Nie mówiąc już o oszustwach podatkowych, o sprzedawaniu części bez rachunków - dodaje nasz rozmówca.

Podkładka z faktury

Giełdowy raj przynosi handlarzom spore zyski. Obroty trzech największych giełd części w Polsce - w Słomczynie, w Przeźmierowie pod Poznaniem i w Lubinie - wynoszą szacunkowo ok. 300 mln zł rocznie.

Reklama

Jest to ok. 30 procent obrotów wszystkich giełd, szacowanych na miliard zł obrotu rocznie! Dla porównania, rynek nowych części ma 9 mld rocznego obrotu. I to obrotu oficjalnego, z opodatkowanym zyskiem i podatkiem VAT. A jak się handluje na giełdzie?

- Mam fakturę na tonę złomu sprzed kilku lat. Jak przyjdzie kontrola skarbowa albo policja, to ją pokazuję i mówię, że to są jeszcze te części, co je wtedy kupiłem - zwierza się nam po dłuższej rozmowie handlarz używanymi częściami na słomczyńskiej giełdzie. - A i tak policja i skarbówka często tu nie zaglądają, więc mamy spokój - macha ręką z lekceważeniem. - Kasa fiskalna? A co to takiego? - śmieje się inny sprzedawca, z sąsiedniego stoiska.

W niedzielny poranek na podwarszawskiej giełdzie kłębią się tłumy klientów. Oferta jest godna zainteresowania - setki, tysiące części. Są reflektory, zderzaki, błotniki, nowe i używane, porozkładane gdzie popadnie na ziemi albo na stoiskach. - A co pana obchodzi skąd to mam?! Znalazłem na złomie! - na nasze pytanie o pochodzenie części jeden ze sprzedawców robi się agresywny.

- Tutaj prawie nikt nie płaci podatków, nie wystawia rachunków. Wszystko jest z ręki do ręki, nikt o nic nie pyta. Klienci są zadowoleni, bo kupują części, i nowe, i używane, o wiele taniej niż w oficjalnym obiegu - mówi zaprzyjaźniony handlarz częściami. - Tak samo jest na innych giełdach: w Krakowie, w Lubinie czy w Poznaniu - dodaje.

Stowarzyszenie Dystrybutorów Części Motoryzacyjnych, dla których giełdy są dużym problemem i konkurencją, zleciło badania na giełdzie w Słomczynie. Badania dotyczyły opinii handlujących i kupujących.

Okazuje się, że większość (65%) sprzedawanych części to podzespoły używane. Aż 41% klientów uważa, że na giełdzie jest o 20% taniej niż w sklepach, a 35% - że o 10%. O tym, że części są tańsze o 20%, przekonanych jest natomiast 33% sprzedających. Klienci są zadowoleni z niskich cen, ale też dobrze zdają sobie sprawę, z czego one wynikają - aż 34% pytanych o to klientów zdecydowanie odpowiedziało, że części te są niewiadomego pochodzenia. 31% stwierdziło, że sprzedawcy mają po prostu niską cenę zakupu hurtowego, a 16% odpowiedziało, że sprzedawcy nie płacą podatków.

Zdaniem 10% kupujących części są niższej jakości. - Jak widać, klienci są zadowoleni, że kupują tańsze części, ale też zdają sobie sprawę z ich nielegalnego pochodzenia, czy omijania przepisów podatkowych przez sprzedawców - mówi Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów Części Motoryzacyjnych, zrzeszającego firmy handlujące nowymi nieoryginalnymi podzespołami. Zdaniem Franke giełdy części to poważny problem, i to nie tylko oficjalnych dystrybutorów nowych części.

- Traci na tym Skarb Państwa, bo znaczna część handlu odbywa się w szarej strefie, ale tracą też klienci, którzy wprawdzie dostają części w niższej cenie, ale nie mają gwarancji jakości - mówi prezes SDCM i dodaje, że niedopuszczalny jest handel częściami używanymi, które mają wpływ na bezpieczeństwo. - To powinno być zabronione. Kupując np. części układu hamulcowego, narażamy się na poważne niebezpieczeństwo.

Kasa lekarstwem

Jak walczyć z szarą strefą na giełdach i zlikwidować handel kradzionymi częściami? Taką próbę podjęto na giełdzie w Przeźmierowie koło Poznania. W 2004 r. po naciskach policji i władz lokalnych wprowadzono dla sprzedawców obowiązek posiadania kas fiskalnych. Jednak już w 2005 r. prowokacja "Gazety Wyborczej" pokazała, że personel giełdy współpracuje ze sprzedawcami i ostrzega ich przed kontrolą skarbową.

Dziennikarze udowodnili, że bez trudu można kupić tam kradzione części, a kasy fiskalne, które mieli posiadać sprzedawcy, to fikcja. Władze powiatu zagroziły, że zamkną giełdę, jeżeli zasady handlu nie zostaną zmienione. Zgodziły się na jej dalsze funkcjonowanie pod warunkiem usunięcia handlarzy podejrzanych o łamanie prawa i wprowadzenia wymogu posiadania zaświadczeń o pochodzeniu części.

- Zawarliśmy nowe umowy z handlowcami, stragany mają kasy fiskalne, rozbudowaliśmy system monitoringu, wprowadziliśmy ewidencję osób i pojazdów wjeżdżających na giełdę poza dniami targowymi - mówił w zeszłym roku Robert Werle, prezes Automobilklubu Wielkopolska, zarządzającego giełdą. Według poznańskiej policji zmiany na giełdzie wpłynęły na spadek kradzieży samochodów w Wielkopolsce. - Na kiermaszu części policja i urząd kontroli skarbowej często przeprowadza-ją kontrole.

Sprawdzają między innymi wydawanie kupującym paragonów. Pracownicy kiermaszu także kontrolują przestrzeganie regulaminu - mówi Wojciech Pukański, dyrektor ds. działalności gospodarczej Automobilklubu Wielkopolska. - Dzięki nowym przepisom zlikwidowano szarą strefę i paserstwo, a ceny nie wzrosły, bo sprzedawcy mają sporą konkurencję w postaci internetowej sprzedaży - dodaje dyrektor Pukański.

Niestety, część handlarzy zbuntowała się przeciwko zmianom i przeniosła działalność na sąsiedni teren, którego prywatny właściciel nie ma już tak ostrych wymagań. A tam zjawisko paserstwa i szara strefa kwitną w najlepsze.

Co złego, to nie my!

Podobnie jest na innych giełdach w całej Polsce, które nie wprowadziły podobnych obostrzeń. - Nie mamy wiedzy na temat prowadzenia na giełdzie w Słomczynie działalności niezgodnej z prawem. Jeżeli wiedzielibyśmy o tym, to naszym obowiązkiem byłoby powiadomienie o tym fakcie odpowiednich organów państwowych - usłyszeliśmy od Włodzimierza Szaniawskiego z Automobilkubu Rzemieślnik, zarządzającego terenem giełdy w Słomczynie. - Udzielamy wszystkim organom kontrolującym wszelkiej pomocy, czego przejawem jest filia powiatowego posterunku policji z Grójca.

Regulamin giełdy, która jest targowiskiem, zależy od Urzędu Gminy i Miasta Grójec i to on decyduje, kto może handlować na giełdzie, a kto nie i dlaczego. Natomiast obowiązek posiadania kas fiskalnych zależy od odpowiednich przepisów o prowadzeniu działalności gospodarczej - dodaje.

Jak widać, kierownictwu podwarszawskiej giełdy nie rzucają się w oczy artykuły o kolejnych zatrzymaniach paserów handlujących częściami na ich terenie. Tak samo jak rozwiązania sprawdzone w Przeźmierowie pod Poznaniem. - Trzeba sprawdzić, czy taki obowiązek można w ogóle nałożyć, czy jest to legalne - zastanawia się Szaniawski. Tymczasem pod Poznaniem na giełdzie, która działa na takich samych zasadach targowiska jak w Słomczynie, wystarczyło porozumienie między władzami lokalnymi a Automobilklubem.

- Te patologie trzeba zlikwidować - mówi Alfred Franke, prezes SDCM. - Chcemy zaprosić policję, urzędy skarbowe, lokalne władze i organizatorów giełd, aby wspólnie ustaliły zasady działania giełd. Tylko tak można rozwiązać ten problem.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie surowych przepisów dotyczących handlarzy - obowiązkowe kasy fiskalne, wyznaczenie każdemu sprzedawcy stałego miejsca, w którym by handlował, tak aby wszystko, co tam się znajduje, musiało należeć do niego. Dzięki temu podczas kontroli nie mógłby się tłumaczyć, że ten towar "tu tylko leży", ale nie jest jego. Sprzedawca powinien też mieć faktury na towar. I tak, jak miało to miejsce pod Poznaniem, o takie zmiany powinny zabiegać władze lokalne i policja. W ten sposób zlikwidowano by, a przynajmniej mocno ograniczono szarą strefę i handel kradzionymi częściami.

Zyskaliby klienci kupujący towar z pewnego źródła. Potrzebna jest tylko dobra wola zarządzających giełdami, którzy na razie często ograniczają się tylko do "sprzedaży biletów", przymykając oko na to, co dzieje się na ich terenie.

Tekst: Stefan Rokita, Wojciech Garbarczyk

Zdjęcia: Szymon Łaszewski

Czytaj dalej na następnej stronie

Moim zdaniem

Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów Części Motoryzacyjnych

- Giełdy części samochodowych to poważny problem i to nie tylko oficjalnych dystrybutorów nowych części. Traci na tym Skarb Państwa, bo znaczna część handlu odbywa się w szarej strefie, ale tracą też klienci, którzy wprawdzie dostają części w niższej cenie, ale nie mają pewności co do ich jakości. Konieczne są działania ze strony policji, władz lokalnych i zarządców giełd, aby ten proceder wreszcie ukrócić - wprowadzić większą kontrolę sprzedających i kasy fiskalne.

Giełdy w liczbach

1 mld zł to szacunkowy roczny obrót giełd części samochodowych w całym kraju

9 mld zł to roczny obrót z oficjalnej sprzedaży nowych części w handlu detalicznym.

300 mln zł taki obrót mają trzy największe giełdy - w Przeźmierowie, Słomczynie i w Lubinie

Kronika kryminalna prosto z giełdy

Grudzień 2006. Policjanci z Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu weszli do jednego z domów w Świętej Katarzynie.

Na terenie posesji znaleziono części Mercedesów i Volkswagena skradzionych we Wrocławiu i Zgorzelcu. Były też dwa Mercedesy Sprintery z przebitymi numerami, samochód skradziony w Niemczech, a nawet silniki z aut, które skradziono w Hiszpanii.

Zatrzymany właściciel sprzedawał części na giełdach samochodowych.

Grudzień 2006. Pięć częściowo zdemontowanych samochodów znaleźli kieleccy policjanci w dziuplach na terenie miasta. Cztery auta były już przygotowane do sprzedaży na części. Części ze skradzionych samochodów trafiały głównie na giełdę.

Sierpień 2006. Pod Miliczem w woj. dolnośląskim policja odkryła magazyn setek części samochodów skradzionych we Włoszech. W tej sprawie zatrzymano czterech podejrzanych.

Dwóm z nich postawiono zarzut paserstwa - policjanci udowodnili im sprzedaż na giełdzie nielegalnie pozyskanego towaru.

Sierpień 2006. Policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn podejrzewanych o wielokrotne oszustwa. Obaj działali na terenie giełdy w Przeźmierowie pod Poznaniem. Spisywali ogłoszenia osób, które chciały kupić części samochodowe. Potem dzwonili do nich i oferowali im zakup części. Jeden z mężczyzn inkasował od klientów pieniądze, po czym kazał swojemu rzekomemu podwładnemu jechać z kupującym do magazynu po części. W miejscu rzekomego przechowywania części mężczyzna wychodził z samochodu, twierdząc, że idzie po zamówione elementy, po czym znikał.

Zjedź na pobocze.

TUTAJ znajdziesz odcinki nowego telewizyjnego programu motoryzacyjnego ABS.

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: towar | kasy | kasa fiskalna | handel | policja | sprzedawcy | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy