Gdybyś miał wybór... Kupiłbyś Alfę czy Volkswagena?

Na słabnącym rynku samochodów osobowych w Europie obszarem szczególnie zażartej walki konkurencyjnej jest segment C.

W sytuacji, gdy technicznie i funkcjonalnie (gabaryty, rozstaw osi, pojemność bagażnika, parametry wnętrza, cechy silników, osiągi, wyposażenie itp.) różne modele kompaktów bardzo się do siebie upodabniają, coraz większą rolę przy podejmowaniu decyzji o kupnie konkretnego auta odgrywają ceny, warunki gwarancji, a także, często wydawałoby się irracjonalne - emocje. Czasami tak skrajne, jak w przypadku Alfy Romeo i Volkswagena.

Obie te marki mają swoich zażartych fanów i zajadłych przeciwników. Gdzieś usłyszeliśmy, a może przeczytaliśmy, opinię, że "lepiej pchać alfę niż jeździć autem dla ludu". Hm... Naprawdę? Zapytaliśmy o to użytkowników giulietty oraz vw golfa...

- Z kim wolelibyście umówić się na randkę połączoną ze wspólnym śniadaniem, z Angelą Merkel czy Moniką Bellucci? Dla mnie taką samochodową "Moniką Bellucci" jest właśnie giulietta. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Uważam, że wygląda pięknie i z zewnątrz, i wewnątrz. A w wersji Quadrifoglio Verde, czyli z "Czterolistną koniczynką" również superszykownie. Weźmy choćby taki detal, jak czerwona nić, którą przeszyto czarną skórę w kokpicie. Miód malina...

Reklama

Jednak giulietta nie tylko świetnie się prezentuje, lecz jest także funkcjonalna i doskonale jeździ. W dzisiejszych czasach trzeba mieć sporo odwagi i fantazji, żeby włożyć pod maskę kompaktu silnik benzynowy 1.8 litra o mocy 235 koni. Gdy włączę tryb "Dynamic", goście z volkswagenów mogą tylko odczytać numery na tylnej tablicy rejestracyjnej mojej "moniki"... to znaczy "julki". O ile oczywiście zdążą...

Nie twierdzę, że golf to zły pojazd. Tyle, że samochód to nie tylko metal, plastik i guma. Powinien mieć także duszę. Włosi, w przeciwieństwie do Niemców, dobrze o tym wiedzą. Są też mistrzami w projektowaniu przedmiotów użytkowych. Dlatego produkowane przez nich auta nie tylko dobrze jeżdżą, ale są także piękne i mają w sobie coś nieuchwytnego, co powoduje, że można ich nie lubić, ale trudno nie kochać. Nas, miłośników Alfy Romeo, określa się słowem "alfisti". Czy potraficie sobie wyobrazić, że istnieje coś takiego jak "volkswagenisti"?

- Zgadzam się, że dla wielu ludzi samochód nie jest wyłącznie środkiem transportu, lecz czymś więcej, czasem bardzo bliskim. No to pomyślcie, kogo wolelibyście wprowadzić do rodziny: rozkapryszoną, sprawiającą nieustannie kłopoty Włoszkę, do której będziecie musieli dokładać kupę pieniędzy, czy statecznego, przewidywalnego Niemca? Marka Alfa Romeo należy do Fiata, a fiaty wiadomo - samochody na "f", których należy się wystrzegać. Krzywdzący stereotyp? A zastanawialiście się dlaczego taksówkarze nie jeżdżą alfami, lecz najczęściej samochodami produkcji niemieckiej? Albo pogadajcie w warsztatach i zapytajcie mechaników, z którymi autami mają najwięcej problemów.

Nie przypadkowo golf nazywany jest "królem kompaktów" i od dawna należy do najlepiej sprzedających się w Europie samochodów. Ponad 29 milionów sprzedanych w ciągu 38 lat produkcji egzemplarzy też mówi za swoje.

Do niedawna użytkowałem golfa III z 1996 r. z silnikiem benzynowym 1.6 i założoną przez poprzedniego właściciela instalacją gazową. Gdy go kupowałem, w 2006 r., miał na liczniku 160 000 kilometrów. Rzeczywisty przebieg był na pewno dużo większy. A mimo to nic się w tym wozie nie psuło. Wymieniałem tylko elementy podlegające normalnemu zużyciu: klocki i tarcze hamulcowe, rozrząd, sprzęgło. Z zamiennikami kosztowało to naprawdę niewiele. Sprzedałem ten samochód tylko dlatego, że nie miał klimatyzacji, co coraz bardziej mi przeszkadzało. Wiem, że nowy właściciel wymienił jedynie uszkodzone tylne drzwi (kupił je za grosze na szrocie, w identycznym kolorze, więc nie musiał ich nawet lakierować) i jeździ dalej.

Ja teraz mam nieźle płatną pracę i przymierzam się do kupna nowego golfa, "siódemki". Wiem, że jest krytykowany za swoją sylwetkę. Podobno do bólu nudną. No i co z tego? Dla mnie liczy się przede wszystkim technika, funkcjonalność i perfekcja, wynikająca z wieloletniego udoskonalania auta, a nie jego uroda, która, jak wiadomo, zawsze pozostaje kwestią gustu. Nie przejmuję się również, że będę jeździł "wieśwagenem". Ten termin wymyślili głupcy - z zazdrości, że nie stać ich na porządny wóz.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy