Dlaczego mnie opluwacie?

Napisałem go w dobrej wierze, by podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami i dowiedzieć się, czy macie podobne odczucia, jeśli tankowaliście lepsze paliwo.

Na palcach jednej ręki mogę jednak policzyć merytoryczne komentarze dotyczące tego artykułu. Komentarze, przy czytaniu których nie opadały mi ręce. Reszta to bełkot pełen nienawiści do mnie, do mojego samochodu, negujący mnie, jako kierowcę, udowadniający mi, że w Warszawie nie ma korków itp.

Że nie wspomnę o moim ulubionym zarzucie do mojej osoby - o artykule sponsorowanym.

Stwierdziłem więc, że jako osobom oczytanym, wszechstronnie znającym się na motoryzacji, silnikach, stylach jazdy oraz o dogłębnej znajomości mojej osoby od urodzenia do teraz, należy się Wam kilka słów wyjaśnienia i dodatków do poprzedniego artykułu.

Na wstępie informuję, że nie jestem pracownikiem koncernu naftowego, który sprzedaje paliwo "z syntetycznym GTL", nie pracuję również w agencji reklamowej, która rzekomo ma kontrakt na reklamę na forach i portalach motoryzacyjnych i nikt mi nic nie zapłacił za ten artykuł. Opisałem tylko swoje spostrzeżenia i tyle. Jeśli ktoś uważa, że artykuł jest sponsorowany to jego problem.

Dziwi mnie natomiast, że nie można napisać nic, co chwali produkt, który ktoś wypuścił na rynek, ponieważ jest się od razu podejrzewanym o to, że artykuł jest sponsorowany. Razi mnie nie sam fakt, że niektórzy tak myślą (w końcu ich sprawa, jak odbierają ten tekst), ale forma tego "odkrycia".

Reklama

Czy naprawdę nie możecie się obyć bez opluwania mnie? Czemu z góry zakładacie, że ktoś kto opisuje test paliwowy, jaki przeprowadził w swoim samochodzie na pewno nie robi tego bezinteresownie? Sami nie napisalibyście czegoś takiego bezinteresownie, czy też macie takie smutne "doświadczenia" życiowe?

Kolejna sprawa to mój samochód. Wielu z Was pokpiwając pyta, jaki mam samochód skoro tak mało pali. Otóż spieszę Wam to wyjaśnić. Jest to nissan almera 2005 z silnikiem 1,5 dCi z przebiegiem 76.000 km z czego 40.000 km zrobił po drogach zachodniej Europy na tamtejszym paliwie. Średnie spalanie miejskie wychodzi mi na poziomie 6 - 6,5 l./100 km i nie są to żadne czary, ani kwestia pory roku, mniejszego ruchu na drogach, fazy księżyca, ani przypływów morza. Moje auto po prostu tyle pali i kropka. Żeby Wam nie dawać kolejnego powodu do pokpiwania nie napiszę ile pali w trasie...

Tutaj już widzę komentarze, że reklamuję Nissana i że mój kolejny artykuł jest sponsorowany. Tak, jak ktoś z Was napisał: "reklama. Wszędzie ta reklama".

Ciąg dalszy na następnej stronie

Z moim autem powiązany jest oczywiście mój styl jazdy. I tutaj znów rozpływacie się pokpiwając, że na pewno jest emerycki, skoro tyle mi samochód pali i że na pewno blokuję lewy pas ruchu, a inni kierowcy wymijają mnie z rykiem silnika pełnoletniego samochodu produkcji niemieckiej ze śmigłem na masce. Rozczaruję Was. Do emerytury i emeryckiego stylu jazdy mi daleko, ale wyrosłem też z pokazywania każdemu innemu kierowcy, że jestem szybszy, lepszy i koniecznie pierwszy przed nim.

Mój styl jazdy określiłbym jako normalny. Nie blokuję lewego pasa powolną jazdą (robię to na prawym, jeśli mam ochotę pojechać wolniej, niż wynosi średnia w Warszawie), ale też nie muszę koniecznie pierwszy startować spod świateł. Dostosowuję się do ruchu drogowego i jego prędkości, staram się przewidywać sytuacje na drodze, nie rozpędzam się niepotrzebnie, jeśli wiem, że zaraz będę musiał hamować i nie wyprzedzam ile samochodów się da, żeby tylko zyskać minutę na dojeździe do pracy. Można to nazwać stosowaniem zasady eco-drivingu, ale ja po prostu jeżdżę normalnie. Może stąd mam tak wykpiwane przez Was niskie spalanie?

Wielu z Was poddawało pod wątpliwości prawdziwość moich pomiarów, jako, że nie były wykonywane w tych samych warunkach. Ludziom, których życie nie nauczyło logicznego myślenia wyjaśniam, że nie istnieje pojęcie "takich samych warunków". Mogą być one co najwyżej zbliżone i tego się trzymałem wykonując ten test. Przy jeździe na klasycznym oleju napędowym, jak i przy teście na jego lepszym odpowiedniku były dni cieplejsze i zimniejsze, był deszcz i słońce, były korki i troszkę płynniejsza jazda. I tu i tu również czasem kogoś wiozłem, czasem jechałem szybko, czasem wolno. Również codziennie pokonuję tą samą trasę do i z pracy, z podobną częstotliwością jeżdżę po zakupy w te same miejsca i odwiedzam znajomych. Suma tego wszystkiego dała mi zbliżone warunki na tyle, jak tylko się da.

Mogę więc przyjąć, że wyniki moich pomiarów są miarodajne, ponieważ nic się diametralnie nie zmieniło podczas mojego testu na lepszym paliwie w stosunku do jazdy na paliwie klasycznym.

Samochód praktycznie zawsze tankuję taką samą ilością paliwa, czyli zaraz po tym, jak zaświeci mi się rezerwa. Wchodzi wtedy od 49 do 50 litrów. Piszę o tym ponownie, ponieważ zarzucono mi, że rezerwa nie jest miarodajna. Ciekawe, czemu miałaby być nie miarodajna, skoro zapala mi się zawsze przy tym samym poziomie paliwa, co jest potwierdzone dwuletnią eksploatacją samochodu przeze mnie.

Ktoś "inteligentny" poradził mi, że powinienem wyjeździć stare paliwo do końca, zatankować lepszy ON i dopiero wtedy rozpocząć test. No cóż, idąc za radą tego "znawcy" naraziłbym się na koszty co najmniej kilkutysięczne.

Dla niewtajemniczonych napiszę, że żadnym samochodem nie powinno się jeździć, aż skończy się paliwo.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Spowodowane jest to zanieczyszczeniami znajdującymi się na dnie baku każdego samochodu. Filtr wszystkiego nie zatrzyma, a po drodze jest jeszcze pompa paliwowa, która bardzo nie lubi zanieczyszczeń w paliwie. Gdy jest umieszczona w baku, to smaruje ją samo paliwo, więc wyjeżdżanie go do ostatniej kropelki grozi jej zatarciem. Dotyczy to głównie silników benzynowych.

Natomiast w nowoczesnym dieslu po prostu NIE WOLNO jeździć do ostatniej kropelki. W miarę jego eksploatacji na dnie zbiornika paliwa zbiera się mazut. Jeśli pompa paliwa go zaciągnie, może ulec zniszczeniu. A koszt pompy do silnika diesla jest znacznie wyższy, niż do benzynowego. Sięga nawet kilku tysięcy złotych.

Jeśli jednak pompa jakimś cudem przepuści mazut, to zatka się filtr paliwa, który w dieslu również jest drogim elementem. Najgorsza ewentualność to dostanie się mazutu do wtryskiwaczy. Koszt ich wymiany to czasem kilkanaście tysięcy złotych.

Suma wydatków poniesionych na pójście za radą wyjeżdżenia paliwa do końca może więc przekroczyć wartość niejednego samochodu.

Zostawiając temat paliwa kilkoro z Was przytomnie zauważyło, że zaczęły się wakacje i pewnie stąd lepszy wynik spalania. Tutaj zgodziłbym się z Wami, gdyby nie dwa małe szczegóły. Pierwszy to taki, że cały mój test przypadł akurat na dwa ostatnie tygodnie roku szkolnego, gdzie ruch w Warszawie był taki sam, jak w inne miesiące.

Drugi szczegół to fakt, że mimo, iż zaczęły się wakacje Warszawa jak stała w korkach tak stoi. Miejscami nawet gorzej. Powodem jest całe mrowie remontów ulic, skrzyżowań, mostów itp.

Doczytałem się również, że fakt niższego spalania to na pewno efekt placebo i w związku z tym na niczym się nie znam. Nie wiem co ma efekt placebo do mojej znajomości czegokolwiek. Ale ok, nie czepiam się. Osoba, która to napisała chyba nie miała pojęcia, czym jest efekt placebo. Miałby on zastosowanie, gdybym napisał, że auto ma wyższą moc i lepiej przyspiesza na paliwie "z syntetycznym GTL". Napisałem jednak wyraźnie, że NIE STWIERDZIŁEM przyrostu mocy i momentu obrotowego. Stwierdziłem tylko cichszą pracę jednostki napędowej. A to nie jest efekt placebo, tylko efekt zmysłu słuchu.

Większość waszych komentarzy to potwierdzanie lub zaprzeczanie mojej tezy o tym, że lepsze paliwo mimo wyższej ceny jest w stanie obniżyć spalanie, a tym samym koszty eksploatacji samochodu. Komentarze zaprzeczające mojej tezie najczęściej są skrajnie zjadliwie, a ich autorzy usiłują wmówić mi, że nie wiem co piszę.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Podajecie różne przykłady różnych samochodów. A gdzie ja napisałem, że W KAŻDYM samochodzie to paliwo przyniesie podobny efekt? Może być równie dobrze tak, że w aucie identycznym jak moje, z tym samym silnikiem, przy identycznym przebiegu i stylu jazdy kierowcy efektu nie będzie. Bo samochody, tak jak ludzie są niepowtarzalne. Mimo że powstają seryjnie, więc są teoretycznie identyczne co do śrubki, to i tak żyją własnym życiem. Nie ma więc sensu podawanie, że w takim i takim samochodzie takie paliwo nie działa. Na mnie np. kawa nie działa pobudzająco, a przecież powinna bo zawiera kofeinę. To samo jest z paliwem. Też powinno, ale nie zawsze tak się dzieje.

Niestety tak proste fakty wielu z Was ciężko jest pojąć. Zaraz pojawiają się oskarżenia o artykuł sponsorowany, padają słowa że jestem żenujący, że na niczym się nie znam, że NA PEWNO blokuję lewy pas powolną jazdą itp. Ciekaw jestem, jaka jest średnia wieku autorów tych komentarzy.

Kompletna nieznajomość życia i podstawowych zasad logiki wskazuje, że jest to maksymalnie ostatnia klasa gimnazjum. Jak ktoś słusznie zauważył zaczęły się wakacje. Może po prostu wielu z Was się nudzi bez szkoły, ale nudzić się też trzeba umieć. A może jedyną rozrywką, na jaką Was stać jest opluwanie innych na forach, czy portalach motoryzacyjnych?

Piszę o tym, ponieważ nie pierwszy raz stykam się z takim poziomem niechęci, a czasem wręcz nienawiści. Tego typu komentarze da się wyczytać pod KAŻDYM artykułem na KAŻDYM portalu internetowym. Zdumiewa mnie to, jak można opluwać człowieka, którego nawet nie znacie, nie wiecie co sobą reprezentuje, gdzie pracuje, jaki ma styl życia itp. Mimo, że tego nie rozumiem, to przecież nie zabronię Wam pisać co chcecie. Wszak Wasze komentarze i ich poziom świadczy o Was samych, a nie o mnie. Bo najprościej za zasłonką Internetu wylać na kogoś wszystkie swoje frustracje życiowe.

Niezależnie od tego, jakie będą komentarze pod tym artykułem, więcej polemizować z nimi nie zamierzam. Szkoda czasu.

Pozdrawiam Marek W. Bucyk

(pisownia oryginalna)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: spalanie | kierowcy | Warszawa | wakacje | Artykuł | paliwa | komentarze | paliwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy