Dakar: Polacy równym tempem

Uczestnicy Rajdu Dakar wjechali na pustynię Atacama w Chile.

Wprawdzie odcinek specjalny został skrócony o dwadzieścia kilometrów i ostatecznie liczył 430 km, a cały etap z La Sereny do Copiapo 510 km, ale pod koniec karawana wjechała na wydmy. Kierowcy ORLEN Team pojechali rozsądnie, utrzymali swoje pozycje - Jakub Przygoński awansował o jedno miejsce i jest 13 w generalce.

Wszyscy czekają już na "królewski" etap. Jutro po pustyni Atacama trzeba będzie przejechać prawie 700 km. Dlatego organizatorzy skrócili dzisiejszy odcinek. Obawiali się, że niektórzy kierowcy zakopią się na długo w piasku i nie zdążą wystartować dzień później. Dla wielu zawodników był to morderczy etap. Pogubili się w trudnym terenie. Pecha miał kierowca Volkswagena Amerykanin Mark Miller, który prowadził, lecz przebił oponę. Stracił kilka minut i na mecie przegrał z Carlosem Sainzem o 107 sekund. Krzysztof Hołowczyc na metę przyjechał jako ósmy i nadal jest szósty w klasyfikacji generalnej.

Reklama

Krzysztof Hołowczyc: - Etap był rozsądny dla kierowców, ale bardzo ciężki dla samochodów. Bardzo dużo dziur i kamieni, dlatego starałem się oszczędzać samochód. Myślę, że się udało. Nic nie rozwaliliśmy. Niestety, dwa razy pojechaliśmy w tzw. maliny i zgubiliśmy po trzy-cztery minuty. Jest to jednak bez znaczenia na takim długim odcinku. Myślę dużo o jutrzejszym dniu. To będzie przesilenie. Po jutrzejszym OSie, będziemy znacznie bliżej mety i wówczas będzie można patrzeć na wyniki i kalkulować. Na razie trzeba jechać swoje. Miejsce nadal jest dla nas rewelacyjne. Bardzo się z tego cieszę, bo to przekracza nasze oczekiwania.

Jakub Przygoński: - Dzisiaj był bardzo ciężki i trudny nawigacyjnie odcinek. Trasa prowadziła przez luźne kamienie i była niebezpieczna. Miałem trochę problemów. Chciałem wyprzedzić jednego zawodnika, ale on nie chciał mnie puścić i jechaliśmy na żyletki. Nie wyhamowałem i musiałem skoczyć z wysokiej skarpy między kamienie. Z wysokości trzech metrów trafiłem na szczęście między dwa wielkie głazy. Nie wywróciłem się i mogłem dalej jechać. To było jednak niebezpieczne zdarzenie. Wydmy i piasek zaczęły się dopiero pod koniec etapu, wcześniej cały czas jechaliśmy między kamieniami.

Jacek Czachor:- Nie jestem zadowolony z tego etapu. Początek był bardzo trudny. Wywracałem się, nie mogłem podjechać pod górę. Prześcignęło mnie zbyt wielu zawodników. Dopiero od siedemdziesiątego kilometra zacząłem jechać spokojniej i nie wywracałem się. Może to nie są wywrotki przy dużych prędkościach. Ale podnieść motocykl, a potem podjechać pod górkę jest bardzo ciężko. Tracę na tym dużo sił.

Ten rajd nie jest taki sam jak w Afryce. Myślałem, że ten odcinek będzie trochę inny, bardziej przypominający stare pustynne etapy Dakaru, ale przeliczyłem się. Do dwusetnego kilometra było enduro. Te zawody promują młodych zawodników, którzy mają dużo sił.

Dowiedz się więcej na temat: uczestnicy | etap | odcinek | Dakar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy