Clarkson oszustem?

Jeremy Clarkson i jego świta z programu Top Gear nie raz udowodnili już, że być może nie są kopalnią wiedzy, jeśli chodzi o samochody, ale bez wątpienia potrafią zrobić najlepszy okołomotyryzacyjny show na świecie.

Tym razem ekscentryczny dziennikarz naraził się firmie Tesla, która oskarżyła go o przekazywanie widzom fałszywych informacji dotyczących jej samochodów.

W jednym z odcinków Top Gear, który BBC wyemitowała 14 grudnia, Jeremy testował, zbudowaną w oparciu o lotusa elise, elektryczną tesle roadster. Chociaż dziennikarz wypowiedział o aucie wiele ciepłych słów, samochód został również skrytykowany.

W jednej ze scen muzyka zostaje nagle wyciszona, a na ekranie pojawia się obraz ukazujący rozczarowanego Clarksona. Kolejna scena ukazuje wszystkich trzech prezenterów Top Gear wpychających auto do hangaru, sugerując, że baterie się rozładowały. Jeremy stwierdził, że mimo iż producent podaje zasięg na poziomie 200 mil, samochód przejechał zaledwie 55 mil, a ładowanie zajmuje aż 16 godzin. Dodał również, że najlepiej było by mieć dwie tesle, dzięki czemu można by jeździć jedną, w czasie gdy ładowania wymaga druga...

Ostro zaprotestował zarząd Tesli twierdząc, że Clarkson wprowadza ludzi w błąd i w rzeczywistości w żadnym z testowanych samochodów poziom energii ani razu nie spadł poniżej 20%. Firma domaga się od BBC sprostowania "fałszywej charakterystyki" testowanego samochodu.

Reklama

Jak to zwykle bywa, sprawca zamieszania pozostał zupełnie niewzruszony. Clarkson stwierdził, że w programie nie padło stwierdzenie, że baterie się rozładowały, a scenę z wpychaniem auta do garażu tłumaczył... przepisami BHP, które nie pozwalają na wjeżdżanie do budynków...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody | Jeremy Clarkson | top gear
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama