Benzynowce "piją jak smok"

Ostatnio przeczytałem na Interii ciekawy artykuł o silnikach diesla (*).

Na forum pojawiło się jednak wiele wpisów, które, w najlepszym wypadku, uznać można za głupie i pełne kompleksów.

Jako zwolennik silnika wysokoprężnego postanowiłem więc, że do Was napiszę. Być może, fani silników benzynowych postarają się SENSOWNIE odpowiedzieć na moje pytania.

Bardzo chciałbym dowiedzieć się, jakie to magiczne cechy sprawiają, że silniki benzynowe uważne są za "elitę", a diesel traktowany jest jak zło? Proszę więc, by ktoś mi to łaskawie wytłumaczył!

W dyskusji, którą śledziłem na forum często przewijał się argument, że Diesel nie może być lepszy, bo ma turbosprężarkę, a większość silników benzynowych nie. No dobrze. Pamiętajmy jednak, że "benzyny" nawet te wyposażone w turbosprężarkę nie są w stanie zapewnić zdecydowanie lepszych osiągów, niż doładowany diesel o podobnej pojemności!

Reklama

Co więcej, w dalszym ciągu zużywają ogromne ilości paliwa - znam to z doświadczenia. To prawda, jeżdżąc delikatnie doładowanym 1,4 TSI o mocy 120 KM (mamy taką w skodę w firmie, więc wiem co mówię) uda nam się spalić około 7 l./100 km. Ale cóż to za wyczyn dla, weźmy na to, 110 konnego 1,6 HDI produkcji PSA? Ten, przy podobnych osiągach (i NORMALNEJ, nie DELIKATNEJ jeździe), pali średnio o 2 litry mniej. Na autostradzie, w Niemczech, różnica wynosi nawet do 4-5 litrów!

Krótko mówiąc tam gdzie benzynowy silnik "chwali się" niewielkim spalaniem, diesel spaliłby się ze wstydu, mając świadomość tego, że pije jak smok!"

W takim razie, co jeszcze przemawiać może na korzyść silników benzynowych?

Z forum wywnioskowałem, że jest to "możliwość precyzyjnego dozowania mocy i szerszy zakres użytecznej prędkości obrotowej". Cóż, przejeżdżam rocznie jakieś 60 tys. km i - nie będę tego ukrywał - w porównaniu do osób, które głoszą na forum takie tezy, czuje się jak żółtodziób.

Kochani, powiedzcie mi, proszę, kiedy ostatnio ktoś z was był swoim benzynowym autem na torze, gdzie mógłby popisać się przed publiką skręcaniem gazem, do czego rozumiem, niezbędne jest "precyzyjne dozowanie mocy"?

Poza tym, 80% samochodów ma przecież napęd na przednią oś, więc dalej nie rozumiem w czym rzecz? A może boicie się, że nagłe wciśnięcie gazu w zakręcie wyrwie wam kierownicę z rąk? Tylko w takim razie, co z was za kierowcy?? Zresztą nagły przyrost mocy i momentu obrotowego charakteryzuje również doładowane silniki benzynowe!

Zakładając nawet, że silnik benzynowy zapewnia większą przyjemność z jazdy (czego prawdę mówiąc nie pojmuję, bo jako człowiek potrafiący korzystać ze skrzyni biegów zawsze mam pod nogą niemal 100% momentu obrotowego) pamiętajmy, że nie ma jednoznacznej definicji PRZYJEMNIOŚĆI. Skoro przyspieszenia i Vmax są porównywalne to, co daje niby tę frajdę? Kręcący się do 7 tys. obrotomierz? Mnie, bardziej raduje ślamazarnie kręcące się liczydło dystrybutora, który odwiedzam niezwykle rzadko.

Dobrze. Rozumiem, że aby jechać dynamicznie kierowcy diesli muszą namachać się lewarkiem skrzyni biegów, bo obroty maksymalne szybko się kończą. Pamiętajmy jednak, że moment obrotowy silników benzynowych (w większości tych doładowanych również) to okolice czerwonego pola na obrotomierzu, więc - prawdę mówiąc - na jedno wychodzi. Żeby wyprzedzić "benzyną" najczęściej trzeba przecież zmienić bieg! W dieslu moment obrotowy jest przeważnie "pod nogą" i bieg zmienia się po lub w trakcie takiego manewru. RAZ! W silniku benzynowym trzeba to zrobić DWA razy, przed i po wyprzedzaniu! Czyżby wszyscy o tym zapomnieli?

Inną często głoszoną opinią jest też teza o rzekomym kiepskim prowadzeniu się samochód z dieslem, na co wpływać ma niekorzystny rozkład mas - czyli ciężki silnik nad przednią osią. Ok. W takim razie z całego serca współczuje wszystkim właścicielom benzynowych V6 alfy romeo, audi, opli, toyot itd., z napędem na przód. Samochody z tymi silnikami, zapewne w ogóle nie potrafią skręcać. Mylę się? A może to jednak kwestia konstrukcji zawieszenia?

Ostatni wciąż powtarzany argument przemawiający za benzyną - ten który zawsze śmieszy mnie najbardziej - to dźwięk silnika. Nie polemizuje z tym, że 1,9 TDI pracuje jak traktor. Macie rację, ten typ tak ma. Ale wbrew panującej opinii diesel to nie tylko "aryjski" TDI z pompowtryskiwaczami. Są jeszcze francuskie dCi, HDI, japońskie D-4D czy rewelacyjne włoskie JTD, od których zaczęła się dieslowska rewolucja z common railem.

Oczywiście, ich dźwięk to nie jest dziewiąta symfonia Beethovena, ale jeśli ktoś twierdzi, że odgłos ich pracy jest irytujący pragnę jedynie pogratulować, pralki bez funkcji wirowania i lodówki bez agregatu i suszarki do włosów napędzanej siłą mięśni. Pracujące maszyny zawsze wytwarzać muszą pewien hałas, a dywagacje na temat tego czy 2 decybele w jedną czy w drugą stronę dyskwalifikują jakiś sprzęt to dziecinada, no chyba że chodzi o wyposażenie okrętu podwodnego.

Podsumowując, na tego typu dolegliwości zalecam radio. 20 lat temu sprawdzało się w hałasujących jak startujące migi maluchach i polonezach, dziś również potrafi umilić podróż samochodem. W tym miejscu, nie będę ukrywał, kończą się dla mnie zalety silnika benzynowego. Ale nie diesla. Samochód, nie oszukujmy się, to przecież narzędzie pracy. Przyrząd do jeżdżenia. Ma nas dowieźć bezpiecznie z punktu A do punktu B. Tyle. Jeżeli w dodatku może to uczynić niewielkim kosztem, to tylko chwała mu za to! Ale - przynajmniej w moim przypadku - nie tylko to się liczy. Chodzi też o zdecydowanie większy zasięg. Trasa (często autostradowa) o długości 600 km to u mnie norma, by ją przejechać nie muszę wcale dwukrotnie odwiedzać stacji benzynowej. Po porostu wjeżdżam na autostradę i obserwuje jedynie znaki informujące mnie, że wjechałem właśnie do kolejnego kraju unii. Oszczędzam nie tylko pieniądze, ale i czas.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której w polskich warunkach niemal w ogóle się nie mówi. Nasze drogi wołają o pomstę do nieba, natężenie ruchu już dawno przerosło ich możliwości. Dodając do tego kretynizm wielu kierowców poruszanie się po Polsce to siedzenie na bombie z opóźnionym zapłonem. Prawdopodobieństwo wypadku jest raczej duże. Oczywiście nikomu nie życzę takiego dramatu, ale powiedzcie mi, kochani fani benzyny, czy ktoś z was widział kiedykolwiek palącego się po uderzeniu w drzewo diesla?

A pamiętacie może co zostało z ferrari Zientarskiego?? (Paweł)

(*) - list do redakcji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: silnik | forum | pije
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy