Altea została rozbita. Ale po co?

W niedzielę, podczas finału akcji „Zniszczyć czy ocalić”, rozstrzygnęły się losy czerwonego seata altea, który przez 10 dni, zawieszony na wysokości przeciętnego wieżowca, czekał na wyrok ludzi biorących udział w głosowaniu SMS-owym.

Po podsumowaniu wyników okazało się, że większość optowało za zniszczeniem samochodu.

Wolą oddających głosy, czerwona altea została w niedzielny wieczór uwolniona z mocowania i runęła z wysokości 15 metrów, rozbijając się o betonowy podest. Wydarzeniu towarzyszył ogromny huk – auto uderzyło w twardą przeszkodę z prędkością wynoszącą ponad 60 km/h. Były to warunki zbliżone do tych, jakie obowiązują podczas testów bezpieczeństwa przeprowadzanych przez Euro NCAP.

Dlaczego ludzie głosowali za zniszczeniem samochodu, co zresztą przewidzieliśmy w naszym tekście zapowiadającym to kontrowersyjne wydarzenie (to TUTAJ)?

Reklama

Decyzja o zniszczeniu samochodu pokazuje, że jesteśmy społeczeństwem, które potrafi odciąć się od konsumpcyjnego myślenia i spojrzeć na dobra materialne, nie z perspektywy ich wartości rynkowej, ale z perspektywy emocji, które wzbudza korzystanie z owych dóbr - powiedział psycholog społeczny Wojciech Herra. W tym przypadku jedynym wyzwalaczem emocji mogła być decyzja o zrzuceniu. Ludzie chcieli zobaczyć jak auto, warte ponad 70 tysięcy złotych, rozbija się - dodał.

Wrak samochodu (sztywność przedziału pasażerskiego nie została naruszona) trafi teraz do Autoryzowanej Stacji Obsługi Seata, gdzie zostanie wykonana ekspertyza techniczna, z udziałem uprawnionego rzeczoznawcy. Następnie samochód zostanie wyrejestrowany i poddany recyklingowi.

***

O akcji zniszczenia seata altei piszemy z dziennikarskiego obowiązku. Ale nie rozumiemy, po co została ona przeprowadzona. Jeżeli miał to być chwyt marketingowy, a zapewne takim był, to kompletnie nietrafiony. Przynajmniej naszym zdaniem. A Ty co sądzisz na ten temat?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama