75-latkom odbierać prawo jazdy? A niby dlaczego?

Dziewięcioro rannych dzieci i dwoje poszkodowanych dorosłych - to skutki wypadku spowodowanego przez stulatka, który stracił panowanie nad swoim cadillakiem i wjechał w grupę osób, stojących przed budynkiem szkoły w Los Angeles.

To tragiczne zdarzenie z pewnością znów ożywi dyskusję na temat zagrożeń, wynikających z obecności na drogach leciwych kierowców.

A jest ich coraz więcej. Społeczeństwa się starzeją, w mocno podeszły wiek wchodzą pokolenia, dla których samochód nie był żadnym zbytkiem, lecz przedmiotem codziennego użytku, z którym teraz bardzo trudno im się rozstać. Każdy chyba zna dziarskich, zmotoryzowanych osiemdziesięciolatków, którzy nie wyobrażają sobie życia bez niemal codziennego użytkowania własnego auta. Są też i starsi. Niedawno głośno było w mediach o generale Zbigniewie Ściborze-Rylskim. Podczas jednej z rozmów z telewizyjną reporterką ów sędziwy, 95-letni prezes Związku Powstańców Warszawskich siedział za kierownicą samochodu. Powiedział kilka zdań po czym jakby nigdy nic włączył silnik i odjechał.

Reklama

Pisaliśmy też swego czasu o pewnej Australijce, Maisie Griffiths, która kierowania samochodem zaczęła się uczyć na rodzinnej farmie, gdy miała 12 lat. Jako osiemnastolatka zgłosiła się na pobliski posterunek policji z prośbą o wydanie prawa jazdy. Dostała je bez problemu, bowiem, jak wspomina, aby uzyskać wspomniany dokument nie trzeba było kończyć żadnych kursów. Wystarczyło zaprosić na przejażdżkę uprawnionego do tego policjanta i pokazać mu, że umie się prowadzić auto. Obecnie pani Maisie Griffiths skończyła setkę i nadal prowadzi własny wóz - białe audi, którym jeździ na zakupy, do córki i na spotkania do lokalnego stowarzyszenia kobiet. Twierdzi, że jest bardzo ostrożna. Nie otrzymała w życiu ani jednego mandatu za przekroczenie dopuszczalnej prędkości czy niewłaściwe parkowanie. Nigdy też nie uczestniczyła w jakimkolwiek wypadku i kolizji.

Ostrożność ostrożnością, ale starość ma swoje prawa. Z wiekiem słabnie refleks, wzrok, słuch, pojawiają się trudności z koordynacją ruchów. Z drugiej strony starsi kierowcy są bardziej doświadczeni i odpowiedzialni, wykazują większą dojrzałość, przejawiającą się choćby w umiejętności przewidywania i unikania trudnych sytuacji na drodze. Fajnie, gdy ktoś potrafi opanować nieoczekiwany poślizg samochodu. Jeszcze lepiej, gdy wie, co zrobić, by do takiego poślizgu nie doszło...

Młodzi ekstremiści domagają się, by ludziom w wieku, powiedzmy, 75 lat obligatoryjnie odbierać prawo jazdy. A niby dlaczego? Czy nie ograniczałoby to praw obywatelskich znaczącej grupy ludności? Poza tym równie dobrze można by wprowadzić przepis, zgodnie z którym uprawnienia do prowadzenia auta definitywnie traciliby wszyscy kierowcy, niezależnie od wieku, którzy w ciągu pięciu lat spowodowaliby na przykład trzy wypadki lub kolizje na drodze. A także ci, którzy w swoim zmotoryzowanym życiu zgromadzili określoną liczbę punktów karnych, bez jakiegokolwiek przedawnienia.

Zdaniem osób nastawionych mniej radykalnie, problem rozwiązałyby obowiązkowe, częste badania lekarskie, którym musieliby poddawać się sędziwi kierowcy. Jak jednak określić zakres owych badań i zapewnić ich rzetelność? Nawet ludziom zdrowym może zdarzyć się, że doznają chwilowej "pomroczności jasnej" i pomylą pedał hamulca z pedałem gazu...

Zmiany w prawie niczego nie zagwarantują. Najważniejsza jest postawa samych kierowców, świadomość własnych ograniczeń, wynikających z upływu lat. Trzeba wiedzieć kiedy i umieć powiedzieć sobie: dość, już nie zasiądę za kółkiem...

Mamy jeszcze jeden pomysł. Otóż wielu wytwórców dostosowuje swoje produkty, na przykład telefony komórkowe czy sprzęty agd, do potrzeb i możliwości ludzi starszych. Czy nie można by zacząć robić również takich samochodów?

Byłyby to auta o prostej, ponadczasowej stylistyce. Z relatywnie słabymi, oszczędnymi silnikami i prędkością elektronicznie ograniczoną do, załóżmy, 100 kilometrów na godzinę. Z automatyczną lub, opcjonalnie, standardową skrzynią biegów (po latach jazdy z manualem niektórym kierowcom trudno byłoby przestawić się na automat). Z dużymi, czytelnymi wyświetlaczami. Z odpowiednio rozplanowaną deską rozdzielczą. Takie, do których łatwo wsiąść i łatwo z nich wysiąść, także ludziom ze zmniejszoną sprawnością ruchową. Z doskonałą widocznością z wnętrza pojazdu. Maksymalnie łatwe w obsłudze i prowadzeniu. Bez wyrafinowanego audio, dziesiątków różnych wejść, wyjść, wymyślanych przez speców od marketingu a w istocie zbędnych gadżetów, za to z systemami, wspomagającymi kierowcę: czujnikami parkowania, monitoringiem martwego pola widzenia, sygnalizacją ostrzegającą przed niezamierzoną zmianą pasa ruchu, niebezpiecznym zbliżaniem się do przeszkody itp.

Takie wozy mogłyby się cieszyć popularnością, o ile oczywiście emerytów, zwłaszcza polskich, byłoby stać na ich zakup...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy