1000 radarów i 5 zł za litr

Latem litr benzyny będzie kosztował 5 zł! Szykuje się drastyczna podwyżka cen ubezpieczeń OC! Za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym zapłacimy mandat w wysokości 4 tysięcy złotych!

Wzdłuż polskich dróg pojawi się tysiąc nowych fotoradarów! Rząd zamierza zakazać sprowadzania z zagranicy pojazdów starszych niż pięcioletnie! Opłaty za przejazd autostradami wzrosną o 500 procent! Nie ma pieniędzy na łatanie pozimowych dziur w drogach!

Złe wiadomości sprzedają się o wiele lepiej niż dobre, więc nie ma tygodnia, by nie straszono zmotoryzowanych Polaków zapowiedziami fatalnych dla nich decyzji lub wydarzeń. Autorzy sensacyjnych doniesień powołują się zazwyczaj na anonimowe źródła. Bliżej nieokreślone plany awansują do rangi faktów, a czyste spekulacje uznaje się za rzetelne analizy.

Problem części

Od paru dni kierowcy są straszeni informacją o grożącym im ogromnym wzroście kosztów utrzymania samochodów, spowodowanym wygaśnięciem unijnych przepisów, dopuszczających naprawianie pojazdów, bez obawy o utratę gwarancji, w niezależnych serwisach i przy użyciu nieoryginalnych części.

Wydawało się, że po oficjalnym dementi przedstawicieli Komisji Europejskiej, którzy zapewnili, że nowe rozporządzenia będą dla zmotoryzowanych co najmniej równie korzystne jak poprzednie, sprawa ucichnie. Nie ucichła. Zupełnie niespodziewanie odżyła w serwisach radiowych. Autorzy tego lekko już nieświeżego "niusa" sugerowali (zapewne z pośpiechu lub niewiedzy, bo trudno przypuszczać, że dla rozmyślnego wywołania zamieszania), iż rzekomy zakaz korzystania z części nie oryginalnych dotyczy wszelkich napraw, nie tylko tych gwarancyjnych.

Idąc tym tropem, o opinię na temat skutków zmiany obowiązujących obecnie w UE przepisów pytali taksówkarzy, czyli ludzi z racji wieku pojazdów, którymi jeżdżą, tak naprawdę raczej średnio problematyką napraw gwarancyjnych zainteresowanych. A taksówkarze, nie bardzo wiedząc i rozumiejąc o co chodzi, tę opinię wyrazili. Wiadomo, jaką...

Kto na tym straci?

Przypuśćmy jednak, że wspomniany przepis o tzw. GVO rzeczywiście wygaśnie i nie zostanie zastąpiony nowym, podobnym. Kto na tym straci?

Na pewno koncerny samochodowe, bo wzrosną pokrywane przez nich koszty obsługi gwarancyjnej aut. Również producenci zamienników, bo spadnie popyt na oferowany przez nich towar oraz niezależne serwisy, gdyż odejdzie od nich część klientów. A właściciele samochodów? Oni powinni być wręcz zadowoleni, że w ich autach podczas napraw gwarancyjnych będą montowane wyłącznie części z najwyższej półki. Po kieszeni zostaną uderzeni jedynie ci, którzy dotychczas, również w okresie gwarancji, omijają ASO. Jak mocne będzie jednak to uderzenie?

Załóżmy, że przegląd (i ewentualna dokonywana w jego ramach naprawa) gwarancyjny w niezależnym serwisie jest tańszy od identycznej usługi wykonywanej w ASO średnio o 500 zł. W Polsce rocznie sprzedaje się około 300 tys. nowych samochodów. Gdyby wszyscy ich nabywcy korzystali obecnie z niezależnych warsztatów i musieli przenieść się do ASO, wówczas koszty utrzymania aut poniesione przez tę grupę osób (i firm) wzrosłyby rocznie o ok. 150 mln zł. Skąd zatem wzięła się powielana w niektórych mediach kwota 1,5-2 mld zł?

Złe wiadomości sprzedają się lepiej. Takie jest zbójeckie prawo rynku, ale nawet strasząc, warto zachować odrobinę przyzwoitości i zdrowego rozsądku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy