10 tysięcy viano w 225 godzin i 22 minuty

Naszym testowym mercedesem viano przejechaliśmy już 10 000 kilometrów! Dystans ten, jak pokazuje pokładowy komputer, pokonaliśmy w ciągu 225 godzin i 22 minut ze średnią prędkością 44 km/godz.

Van, napędzany silnikiem wysokoprężnym o pojemności 2143 ccm i mocy 163 KM van, wyposażony w ekologiczny pakiet BlueEFFICIENCY, zużywał średnio 11,4 litra oleju napędowego na 100 km. Spisywał się się przy tym bez zarzutu, nie licząc awarii sondy lambda - przy przebiegu 2400 km. Naprawę, na gwarancji, wykonaliśmy w ASO Mercedesa w Krakowie. Stację tę odwiedziliśmy jeszcze tylko raz - w celu wymiany opon z zimowych na letnie.

Liczba 10 000 pojawiła się na liczniku kilometrów w drodze do Krynicy-Zdroju. Pojechaliśmy tam w zbożnym celu - aby zawieźć do sanatorium dwie starsze, niepełnosprawne osoby. Viano doskonale nadaje się do tego celu. Jedyną trudność sprawić może wsiadanie. I nie chodzi tu bynajmniej o szerokie, elektrycznie odsuwane boczne drzwi samochodu, lecz o wysoki próg. Gdy jednak pokonamy tę przeszkodę, jest już tylko lepiej. Wygodne fotele z poręcznymi schowkami na butelki z napojami, mnóstwo miejsca na nogi, przestrzeń, powietrze, mocno przyciemniane szyby, okno (a właściwie okna) dachowe... Tak komfortowych warunków podróżowania pasażerom z tyłu nie zapewni niemal żadna uchodząca za luksusową limuzyna.

W upalny dzień przyjemny, aczkolwiek nienachalny chłodek, daje skutecznie działająca automatyczna klimatyzacja z możliwością regulowania rozdziału strumienia powietrza i z oddzielnym dla tylnej części pojazdu sterowaniem nawiewem i temperaturą (panel umieszczony pod dachem).

Reklama

Z Krakowa kierujemy się na wschód autostradą A4. Jazda tym odcinkiem to prawdziwa przyjemność. Pusto, równo i... bez opłat. W Szarowie wjeżdżamy na Drogę Krajową nr 4. Tu jest już znacznie gorzej. Większy ruch, ostrzeżenia o fotoradarach, które nie zrażają ryzykantów znacznie przekraczających dozwoloną prędkość, wyprzedzających na trzeciego. Na szczęście trudno mieć zastrzeżenia do nawierzchni tej szosy. Nie ma dziur i kolein.

Mijamy wiele zabitych zwierząt: psów, lisów, a przede wszystkim kotów. Życie czworonoga, który zechce przedostać się na drugą stronę "czwórki" nie należy do łatwych i bezpiecznych.

W okolicach Brzeska skręcamy na malowniczą drogę 75 wiodącą przez Gnojnik, Jurków, Czchów, Łososinę Dolną i Wielogłowy do Nowego Sącza. Tu trzeba jechać jeszcze wolniej, bo co i raz trafiamy na teren zabudowany. Jest też wąsko, choć i tu trudno narzekać na jakość asfaltu. Za to w Nowym Sączu, jak w większości polskich miast - wybój na wyboju i łata na łacie.

Droga 75 wiedzie dalej w kierunku Krynicy i dopiero przed samym uzdrowiskiem trzeba z niej skręcić na drogę 981. Sama "Perła Beskidu Sądeckiego"... Cóż, trzeba przyznać, że w ostatnich latach bardzo wypiękniała, przynajmniej w centrum.

Do Krakowa postanawiamy wrócić tym samym szlakiem. Okazuje się, że był to błąd. Regionalne radio informuje o utrudnieniach spowodowanych zderzeniem motocykla z samochodem osobowym w Bartkowej, ale długie korki tworzą się również w Czchowie. Kierowcy zwalniają tu nie tylko ze względu na duży ruch pieszy, ale i z chęci rzucenia okiem na... widoczną z drogi plażę nad Jeziorem Rożnowskim.

Wczesny wieczór w upalną, pierwszą niedzielę wakacji, to czas wzmożonych wyjazdów. Odczuwamy to na własnej skórze. Gdy docieramy do Krakowa, na stadionie w Kijowie rozpoczyna się już finałowy mecz Euro 2012...

Przejechaliśmy tego dnia niespełna 300 km. Jeszcze spojrzenie na komputer pokładowy - średnie zużycie paliwa przy niespiesznej, relaksowej podróży wyniosło 9,4 l/100 km, a więc 2 litry poniżej średniej z całego testu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 000
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy