Co ma Adam do Wartburga...?

"Dwusuwowe auto z NRD?". Na tak zadane pytanie większość osób odpowie bezwiednie: Trabant.

Popularny "Trampek", który dorobił się obecnie przydomku "kultowy", niemal zupełnie przyćmił inny niemiecki pojazd, który jeszcze do niedawna kreślił krajobraz niemieckich, polskich czy czechosłowackich dróg. Mowa rzecz jasna o Wartburgu, którego ostatni egzemplarz zjechał z taśmy montażowej w Eisenach równe 24 lata temu - 10 kwietnia 1991 roku.

Warto przypomnieć, że wyszydzana w latach dziewięćdziesiątych marka należy do jednych z najstarszych w historii motoryzacji. Pierwszy pojazd o nazwie Wartburg zbudowano już w 1898 roku! Auto mogło się wówczas pochwalić nowoczesną konstrukcją - niewielki samochód napędzany był czterosuwowym(!) silnikiem o pojemności 0,8 l. Wartburgowi - od początku - nie były jednak pisane sukcesy. W 1928 roku fabrykę w Eisenach kupiło BMW, a marka Wartburg zniknęła z rynku. Mało kto wie, że - oprócz motocykli - w Eisenach powstawały również samochody spod znaku BMW, w tym legendarny model 328 coupe!

Reklama

Przestawienie się na produkcję zbrojeniową sprawiło, że zakładami w Eisenach zainteresowali się sprzymierzeni. Na fabrykę, która w latach czterdziestych wytwarzała motocykle dla Wehrmachtu i silniki samolotowe dla Luftwaffe - całkiem dosłownie - spadła surowa kara. W wyniku alianckich nalotów 60 proc. jej zabudowań zrównano z ziemią.

Szansa powrotu na rynek pojawiła się dopiero kilka lat po zakończeniu II Wojny Światowej, gdy zakład BMW znalazł się w sowieckiej strefie wpływów. W 1952 roku obiekty, które przetrwały wojenną pożogę zostały znacjonalizowane. Już rok później uruchomiono w fabryce produkcję przedwojennego DKW F89, które otrzymało teraz nazwę IFA. Wiadomo było jednak, że z przestarzałą konstrukcyjnie "dekawką" nie można wiązać przyszłości. Niemcy skupili się więc na stworzeniu biura konstrukcyjnego, które - w oparciu o produkowany model - zaprojektować musiało pojazd na miarę nowych czasów.

Na efekty trzeba było poczekać do 1956 roku. Wtedy właśnie, na salonie motoryzacyjnym w Lipsku, zaprezentowano światu nowego Wartburga - model 1000. Pojazd w znacznej mierze bazował na DKW F89 (zastosowano m.in. ten sam, dwusuwowy silnik, z którego, dzięki kilku modernizacjom, udało się wykrzesać 37 KM), ale kształty karoserii sprawiały, że mógł się pochwalić niezwykle elegancją prezencją. Swojego uznania dla kunsztu stylistów nie kryli zagraniczni dziennikarze - auto szybko dorobiło się przydomku "Jaguara ze wschodu".

Modne linie skutecznie maskowały jednak mocno archaiczną, prymitywną wręcz, konstrukcję. Nadwozie osadzone było na ramie, a w początkowym okresie produkcji za amortyzację odpowiadały resory piórowe. Podobnie jak np. w polskiej Syrenie, napęd przenoszony był na koła przedniej osi za pośrednictwem 4-biegowej przekładni obsługiwanej dźwigienką przy kierownicy. Niemieccy konstruktorzy nieustannie pracowali jednak nad udoskonaleniem konstrukcji. Ostatnie egzemplarze miały już m.in. zawieszenie na sprężynach i stabilizator tylnej osi. Powstała też cała gama odmian nadwoziowych. Oferowano m.in. sedany, kombi, coupe, a nawet kabriolety!

Kanciaste Wartburgi, jakie większość z nas pamięta z polskich dróg, pojawiły się dopiero w 1966 roku wraz z debiutem modelu 353. Chociaż pojazd otrzymał zaprojektowane od podstaw nadwozie, podstawowe rozwiązania konstrukcyjne w zasadzie się nie zmieniły. Oprócz ramy, z poprzednika zapożyczono m.in. trzycylindrowy, dwusuwowy silnik, który - po kilku modyfikacjach - rozwijał teraz 45 KM. Auto - w niemal niezmienionej formie - przetrwało w ofercie niemieckiej marki do 1988 roku.

Chociaż z uwagi na archaiczną konstrukcję w ostatnich latach produkcji Wartburg często stawał się obiektem drwin, w trudnej rzeczywistości PRL czy NRD samochód miał sporo zalet. W przeciwieństwie do Fiata 125p auto miało np. zawieszenie tylnej osi na sprężynach (w Fiacie zastosowano resory piórowe), a przedni napęd sprawiał, że w podłodze nie trzeba było wygospodarowywać miejsca na wał napędowy. Dzięki temu, mimo mniejszego o 5 cm rozstawu osi, Wartburg 353 miał obszerniejsze wnętrze i zapewniał wyższy komfort jazdy od produktu z Żerania. Brak tylnego mostu sprawił też, że auto mogło się pochwalić ogromnym bagażnikiem - do sedana zapakować można było pakunki o objętości aż 525 l! To wynik, który budzi szacunek również obecnie.

W dobie kryzysu gospodarczego i trudnego dostępu do jakichkolwiek części zamiennych prostota konstrukcji również przemawiała na korzyść Wartburga. Remont kapitalny silnika przeprowadzić można było we własnym zakresie. Jego demontaż i naprawy wymagały jedynie szczątkowej wiedzy z zakresu mechaniki.

W 1988 roku model 353 przeszedł ostatnią głęboką modernizację. Pod maskę trafił wówczas, znany m.in. z Volkswagena Golfa I generacji, czterosuwowy, benzynowy silnik o pojemności 1,3 l (o mocy 58 KM). Zamontowanie go w aucie wymagało jednak dużych zmian w konstrukcji. Przykładowo - w Zwickau, gdzie produkowano Trabanty, opracowano dla "Golfo-Wartburga" całkiem nową skrzynię biegów.

Na nieszczęście dla szefostwa fabryki w Eisenach, wprowadzenie do oferty zmodernizowanego Wartburga 1,3 (auto otrzymało nową nazwę, która podkreślać miała jego nową jakość) zbiegło się w czasie z obaleniem Muru Berlińskiego. Zbudowane w oparciu o ramę, pozbawione wspomagania hamulców, auto w żaden sposób nie było w stanie rywalizować z zachodnimi pojazdami pokroju Opla Kadetta czy Volkswagena Golfa. Ostatni Wartburg opuścił bramę fabryki w Eisenach równe 24 lata temu - 10 kwietnia 1991 roku.

Trzeba jednak przyznać, że zakończenie produkcji auta tylko na krótko wiązało się z zasileniem szeregów bezrobotnych przez załogę fabryki. Już w 1992 roku zakład przeszedł w posiadanie marki Opel, a wielu dawnych robotników wróciło do pracy. Obecnie w dawnej fabryce Wartburga produkowany jest niewielki Opel Adam. 

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wartburg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy