Dramat utalentowanego, polskiego driftera. Prosi o pomoc

Bartosz Ostałowski, jedyny profesjonalny drifter, który prowadzi samochód bez użycia rąk, może być śmiało uznawany za symbol tego, że wszystko jest w naszym zasięgu, jeśli tylko naprawdę w to wierzymy. Niestety, ostatnio spotkał go wielki pech.

Mówi się, że wszystkie ograniczenia są w naszych głowach i wszystko jest możliwe, jeśli tylko naprawdę tego chcemy. Czy można na przykład driftować samochodem nie mając rąk? Teoretycznie wydaje się to możliwe. A czy można to robić zawodowo? Okazuje się, że tak!

Utrata kończyn to wynik pechowego wypadku, jaki przytrafił się Bartoszowi w 2006 roku. Jechał on na motocyklu za swoim kolegą, gdy nagle z bocznej ulicy wyjechał samochód osobowy. Chcąc uniknąć zderzenia Ostałowski położył motocykl i uderzył w przydrożną barierkę, której utkwiły kończyny. Obrażenia były tak poważne, że lekarze zdecydowali się amputować obie ręce.

Reklama

Wypadek, który miał dla niego tak koszmarne konsekwencje obudził w Bartoszu niespotykane pokłady silnej woli i samozaparcia. Krakowianin przerwał studia i przez rok uczył się nowego życia. W powrocie do równowagi pomógł m.in. VDMFK, czyli Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Stopami. Dzięki tworzonym w ten sposób pracom zrozumiał, że nie musi wcale rezygnować ze swojej największej życiowej pasji - motoryzacji... W krótkim czasie nauczył się prowadzić samochód stopami i na poważnie zajął się sportem motorowym.

Obecnie Bartosz może się pochwalić międzynarodową licencją FIA. W swojej wyścigowej karierze startował m.in. w Mistrzostwach Polski Rally Cross i Wyścigowym Pucharze Polski. Kilka lat temu na dobre związał się ze światem driftu. W ostatnim czasie stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich zawodników - wielokrotnie plasując się w czołówce stawki.

Brał również udział w bardzo nietypowych przedsięwzięciach - wystąpił w programie The Grand Tour, gdzie pokazał Richardowi Hammondowi, że, pomimo intensywnej nauki pod okiem najlepszych instruktorów, nadal niewiele wie na temat driftu. Podjął także wyzwanie rzucone mu przez Nico Hulkenberga i driftował między bolidami F1 zespołu Renault.

Kolejnym ważnym krokiem w karierze Bartosza miała być budowa nowego samochodu. Wybór padł na BMW M3 E92, pod maskę którego trafił 3-litrowy, doładowany silnik, stuningowany na 550 KM i 700 Nm. Dzięki zastosowaniu nitro, moc mogła wzrosnąć o kolejne 100 KM. Specjalnie dla potrzeb młodego zawodnika zmodyfikowano także 8-biegową skrzynię automatyczną.

Niestety, Bartosz nie nacieszył się swoim samochodem zbyt długo - 13 lutego, podczas jazd  na torze w Warszawie, auto stanęło w płomieniach! Jemu samemu na szczęście nic się nie stało, ale owoc rocznej pracy, który pochłonął ponad 140 tys. zł, został kompletnie zniszczony.

Obecnie Bartosz i jego team nie są w stanie sfinansować budowy kolejnego samochodu, którym  mógłby wystartować w tegorocznym sezonie. Dlatego też zwracają się z prośbą o pomoc w zebraniu środków na nowy projekt. Każdy, kto zdecyduje się wesprzeć polskiego zawodnika (będącego jedynym na świecie profesjonalnym drifterem prowadzącym auto stopą) kwotą powyżej 50 zł, może liczyć na zestaw upominków. Są wśród nich rzeczy drobne, jak smycze, koszulki czy naklejki, ale przy większych wpłatach możemy liczyć także na możliwość przejażdżki nowym driftowozem na prawym fotelu, czy też zaproszenie na zawody jako członek teamu Bartosza.

Szczegóły TUTAJ.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy