Skuter, czyli droga przez mękę...

Kilka dni temu pisaliśmy na łamach naszego serwisu o zaletach skuterów, które można prowadzić bez prawa jazdy, są tanie w eksploatacji, a jednocześnie pozwalają uniknąć stania w korkach.

Niestety, okazuje się, że niektóre skutery potrafią przyprawić swoich właścicieli o solidny ból głowy. Jakie to skutery? Dowiecie się z listu naszego czytelnika:

"Szanowna redakcjo, szanowni przyszli użytkownicy skuterów. W związku z pojawieniem się ostatnio na łamach Motoryzacji artykułu na temat skuterów chciałbym podzielić się z czytelnikami swoją opinią na ten temat.

Ostatni artykuł dość ogólnie opisywał temat związany ze skuterami, nie podając żadnych konkretów. Ja opiszę tutaj konkretną markę po to, by ostrzec wielu "naiwnych" (takich jak i ja swego czasu) przyszłych użytkowników jednośladów przed pochopnym zakupem.

We wrześniu 2005 r. stałem się (nie)szczęśliwym właścicielem pięknego chińskiego skutera Wilga (...)o nazwie fabrycznej Baotian. Streszczę pokrótce sytuacje z "życia" owego skutera bo dokładne opisanie problemów z nim związanych można byłoby rozpisać na kilka odcinków. A więc po kolei:

Reklama

Jesień 2005:

- zakup skutera - 3200 PLN, kask gratis,

- do 300 km docieranie, jazda nie więcej niż 25 km/h. Następnie pierwszy przegląd plus obowiązkowa wymiana oleju silnikowego - 100 PLN,

- 350 km - usterka silnika (wymiana wału, pierścieni, tłoka, cylindra - gratis w ramach gwarancji, olej silnikowy kolejne 25 PLN). Przy okazji odblokowanie skutera (V max - 75 km/h),

- do 650 km kolejne docieranie (obowiązkowa wymiana oleju 25 PLN),

- w międzyczasie (od 650 do 1500 km) pękające niedopasowane, jednorazowe plastiki, odkręcające się śruby i nakrętki, których nawet lekkie dokręcenie, kończyło się zerwaniem gwintu (chińska tandeta, zastąpiona śrubami "nie do zdarcia" z supermarketu), bijące (prawdopodobnie) tylne koło nie do wyregulowania w ASO.

Lato 2006

- pęknięty pasek przeniesienia napędu (w skutek czego zostałem z uszkodzonym skuterem 10 km od domu),

- 2000 km drugi przegląd obowiązkowy plus obowiązkowa wymiana oleju 100 PLN (V max - 65 km/h - sic!),

- 2100 km usterka silnika (klekotanie i utrata mocy z nagłym gaszeniem podczas jazdy)

- pierwsza wizyta w ASO (stwierdzono, że skuter jest sprawny),

- druga wizyta w ASO po 2 dniach (zabrano skuter na tygodniową obserwację). Wymiana gaźnika (sprawnego!!!). V max - 60 km/h. Objawy klekotania i gaszenia na gorącym silniku nie giną,

- trzecia wizyta w ASO po godzinie od odebrania z tymi samymi objawami (stwierdzono, że skuter jest sprawny, "wyrzucono" mnie z serwisu),

- czwarta wizyta w ASO po kolejnej godzinie. Wróciłem na dymiącym i klekoczącym silniku. Mistrz stwierdził: "O teraz widać, że coś jest nie tak" i kazał zostawić skuter na miesiąc. Wymieniono tłok, pierścienie, cylinder, zalano nowy olej (25 PLN),

- 2150 km - kolejne docieranie. V max nie więcej niż 25 km/h,

- 2450 km - obowiązkowa wymiana oleju (25 PLN),

- 2600 km - klekotanie, dymienie i gaszenie powraca,

- pierwsza wizyta w ASO (stwierdzono, że wszystko jest OK i czego ja do cho... chcę??),

- druga wizyta w ASO po godzinie. Wróciłem z przejażdżki na klekoczącym i dymiącym silniku. Mistrz załamał ręce, mechanik stwierdził, że nie wie, co jest. Zalecenie - pozostawić skuter na miesiąc do obserwacji i naprawy silnika.

Jesień 2006:

- 2650 km - wymiana wału, pierścieni, tłoka, cylindra - gratis w ramach gwarancji, olej kolejne 25 PLN. Skuter na dzień dobry nie chciał ruszyć. Poinformowano mnie, że trzeba docierać,

- 2650 - 2950 km docieranie niesprawnego skutera (mistrz się uparł, że tak ma być),

- 2950 km - wymiana oleju (gratis na koszt warsztatu),

- 3000 - nagła awaria ciągle duszącego się silnika na światłach. Brak możliwości uruchomienia. Na drugi dzień silnik zmartwychwstał, serwis stwierdził, że to "chińczyk" i "te typy tak mają",

- 3150 km - kolejny raz silnik gaśnie na środku miasta, po ostygnięciu zapala. W serwisie nie stwierdzają niczego. Ponadto zostałem poinformowany, że gwarancja się skończyła.

3200 > I tak jeżdżę jak jeszcze nie pada i temperatura na zewnątrz nie spada poniżej 0 stopni.

Nie wiem, kiedy kolejny raz silnik zagrymasi i zostawi mnie stojącego na środku miasta. ASO nie uznaje już gwarancji, mimo że miesiąc wcześniej wymieniło mi silnik. Importer twierdzi, że gwarancji udziela, ale ASO tego nie akceptuje.

W ramach przeglądów gwarancyjnych kompletnie nic nie zrobiono. Producent zaleca m.in. sprawdzenie niedokręconych śrub, wymianę oleju przekładniowego, sprawdzenie elektryki, itp. W czasie moich kolejnych wizyt w ASO rozmawiałem ze sfrustrowanymi ludźmi, których skutery m.in. bez przyczyny nie mogły odpalić, którym co 200 km przepalała się żarówka (25 PLN), a serwis ograniczał się jedynie do jej wymiany, którym co 2000 km padał wał korbowy.

Reasumując. Chińskie, ładnie wyglądające, skutery (...) jak Wilga, Żbik, Orlik, Sowa i inne skutery polskich importerów wyprodukowane przez Baotiana to tandeta z najniższej półki. Widać to na pierwszy rzut oka na przykładzie odlewów tłoka, cylindra, gaźnika. Do tego ciągle "padające" łożysko wału korbowego i nie dający wyregulować się pływak w gaźniku powodujący pływanie obrotów.

Nie dajmy się nabrać na to, że 4-suwowy silnik na licencji Hondy zapewni nam długie i bezawaryjne użytkowanie. Te silniki nawet koło Hondy nie stały. Poza tym jednorazowe plastiki typu skręć i zapomnij (za żadne skarby nie rozkręcaj, bo popękają przy kolejnym dokręcaniu).

Serwis w skutek masowych usterek nie wyrabia się w naprawach (tylko jeden we Wrocławiu!!!). Standardowy czas naprawy to ok. miesiąc. Licząc czas postoju wyszło, że skuter stał w ASO więcej czasu niż był jeżdżony. Sami mechanicy mówili, żebym go sprzedał, bo szkoda nerwów... ale jak ja mam go sprzedać jak oni nie mogą go naprawić ze względu na tragiczną jakość części zamiennych. Nie liczę już kolejnych docierań silnika, kiedy V max nie może przekraczać 25 km/h oraz wydanych pieniędzy na kolejne porcje oleju silnikowego.

Nie dajmy się nabrać na niską cenę - jakość kosztuje. Kupmy sobie (nawet używane z małym przebiegiem) Piaggio czy Peugeot, a nie dajmy się wplątać niekończącą się opowieść o kończącym się co 2000 km silniku Baotiana. Naprawdę warto dołożyć drugie tyle do nowego markowego skutera dla świętego spokoju. Po co kupować za ciężko uciułane pieniądze strupa, z którym co tydzień trzeba będzie jeździć do serwisu? A co jeśli mieszkamy 100 km albo i więcej od najbliższego ASO?

A jeśli, mimo wszystko, ktoś się skusi na zakup owego wynalazku niech bardzo dobrze przestudiuje Ustawę z dnia 15 grudnia 2000 r. o ochronie konkurencji i konsumentów (Dz. U. 2005 Nr 244, poz. 2080) oraz Ustawę z dnia 27 lipca 2002 r. o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu Cywilnego (Dz. U. Nr 141, poz. 1176, ze zm.) - wiedza w nich zawarta będzie potrzebna przy dochodzeniu swoich praw u importera.

Pozdrawiam wszystkich dwukółkowych :)"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: olej | serwis | prawo jazdy | silnik | wizyta | wymiana | skuter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy