Zamiast do ASO - jedź na wycieczkę!

Producenci kompaktowych crossoverów nie ukrywają, że na tle zwyczajnych rodzinnych kombi i sedanów ich auta wyróżniają się jedynie podniesionym zawieszeniem.

Te nie zostało jednak stworzone z myślą o leśnych przecinkach czy górskich duktach, lecz po to, by zapewnić kierowcy lepszą widoczność na zatłoczonym parkingu i bez obawy pokonywać miejskie krawężniki.

Wśród tego typu aut pozytywnie wyróżnia się testowany przez naszą redakcję mitsubishi ASX. Mimo że samochód mierzy jedynie 4295 mm długości (czyli niespełna 10 cm więcej niż kompaktowy volkswagen golf), zbudowano go w oparciu o płytę podłogową dorosłego SUVa - mitsubishi outlandera. W obu przypadkach identyczny jest np. wynoszący 2 578 mm rozstaw osi, ASX dzieli z większym bratem aż 70 proc. części.

Reklama

Szlakiem Cystersów

Idąc tym tropem dojdziemy do wniosku, że miejski - ASX - ma zdecydowanie więcej wspólnego z terenową jazdą niż np. land rover freelander II, który konstrukcyjnie bazuje przecież na... fordzie focusie. By sprawdzić, czy nasze przypuszczenia znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości postanowiliśmy zabrać nasze mitsubishi na objazdową wycieczkę drogami (a raczej duktami) malowniczego Dolnego Śląska.

Naszą podróż rozpoczynamy od miejscowości Winnica położonej nieopodal sztucznego zbiornika wodnego Słup. Około 20 km od Legnicy (tyleż samo od autostrady A4) znajdują się ruiny cysterskiej grangii. Pierwsze wzmianki o folwarku datowane są na 1202 rok - położone w malowniczym miejscu pozostałości budowli to dobre miejsce na weekendowy piknik. Na szczęście dla zmotoryzowanych, zarówno nad Słup, jak i do Winnicy dojechać można najzwyklejsza "osobówką", nie musimy wiec korzystać z oferowanego przez mitsubishi napędu 4x4.

Z Winnicy, przez Legnicę (gdzie odwiedzamy tamtejszy Zamek Książąt Piastowskich) kierujemy się na Złotoryję. Mijając te niewielkie, położone na Pogórzu Kaczawskim, urokliwe miasteczko - profilaktycznie - decydujemy się włączyć napęd 4x4. Jazda po krętych drogach z włączonym napędem 4x4 sprawia, że auto staje się dużo przyjemniejsze w prowadzeniu. Charakterystyka jednostki napędowej (300 Nm) powoduje, że po wciśnięciu gazu do oporu mniej doświadczeni kierowcy mogą mieć problem z "utrzymaniem" kierownicy. Przy włączonym trybie 4x4 problem ten zupełnie nie występuje.

Do tej pory, komputer pokładowy wskazywał, że średnie zużycie paliwa (1,8-litrowy diesel o mocy 150 KM) wynosi 6,5 l/100 km. Jak będzie dalej?

Tym razem celem naszej wycieczki jest Grodziec - wieś w gminie Zagrodno, w której znajduje się usytuowany na szczycie pokaźnego wzniesienia - częściowo odbudowany (zniszczony w 1945 roku) - późnogotycki zamek.

Wśród łąk i lasów

Wprawdzie od autostrady A4 miejscowość dzieli niespełna 10 km, lecz my - uzbrojeni w wojskowe mapy - postanawiamy wybrać zdecydowanie bardziej "przeprawową" trasę. Zataczamy duży łuk - ze Złotoryi kierujemy się na Jerzmanice Zdrój i Pielgrzymkę a następnie - korzystając z polnych dróg i leśnych duktów docieramy do Nowej Wsi Grodzieckiej. Od czasu do czasu zatrzymują nas jedynie zakazy wjazdów lub tabliczki z napisem "teren prywatny".

Brnąc polnymi duktami popuszczamy nieco wodze fantazji. Wyłączamy kontrolę trakcji i - ciesząc się z dużego prześwitu, napędu 4x4 i 300 Nm oferowanych przez silnik 1,8 l - dociskamy pedał gazu do oporu. Mimo że napęd tylnej osi nie jest stały (sprzęgło elektromagnetyczne), asx wykazuje się typowymi dla "czteronapędówek" właściwościami jezdnymi. Gdy mocno przesadzimy z gazem pojawia się łatwa do opanowana podsterowność, jeśli - wbrew zdrowemu rozsądkowi - nie zdejmiemy nogi z pedału przyspieszenia, uda nam się wywołać efektowny, dający dużą frajdę, poślizg tylnej osi.

W trosce o okoliczną faunę i florę (po drodze mijamy kilka zajęcy i stada saren) szybko rezygnujemy jednak z tej zabawy. Droga staje się coraz bardziej wymagająca, nasze obawy budzą szosowe opony. Pokrętło sterowania napędu ustawiamy w pozycję 4x4 lock (stale dołączona tylna oś) - wkrótce komputer pokładowy wskazuje, że średnia prędkość spadła do 15 km/h. Nie kłamie - kilkukrotnie, po wcześniejszym pieszym rozpoznaniu, "przeskakujemy" przez strome pagórki, klucząc między drzewami dwukrotnie zdarza nam się zawisnąć na dwóch kołach. Ku naszemu zaskoczeniu ASX radzi sobie w tych warunkach całkiem nieźle. Ani razu nie mamy wrażenia, że dotarliśmy do granic możliwości samochodu - nasze zapędy hamuje jedynie troska o stan lakieru.

Po kilku godzinach krajoznawczej przygody docieramy w końcu do celu naszej wędrówki. Bez obaw wjeżdżamy na sam szczyt góry zamkowej w Grodźcu, przed dalszą jazdą powstrzymuje nas jedynie zwodzony most prowadzący na dziedziniec.

Dynamiczna jazda po krętych drogach i powolne przedzieranie się przez zarośnięte dukty nieznacznie odbijają się na zużycie paliwa. Chociaż średnia prędkość z trasy to zaledwie 26 km/h, spalanie wyniosło bardzo rozsądne 8 l/100 km. Japońskiej firmie należą się też pochwały za jakość wykonania. Mimo że wnętrze - na pierwszy rzut oka - może się wydawać zbyt plastikowe - nawet na usianych dziurami polnych i leśnych drogach w kabinie nie pojawiają się żadne frapujące odgłosy. Niewielkie poskrzypywania tapicerki usłyszeć można jedynie wówczas, gdy całkiem opuścimy szyby, co nie pozostaje rzecz jasna bez wpływu na sztywność nadwozia.

W drodze powrotnej przypominamy sobie jednak o minusach naszej testówki. Na szczęście, nie ma ich dużo. Na tle pojazdów konkurencji narzekać można w zasadzie tylko na poziom wygłuszenia przedziału pasażerskiego. Zwłaszcza na autostradzie, przy prędkościach powyżej 130 km/h wyraźnie słyszalny jest np. szum wiatru. Problem ten pomogłoby pewnie rozwiązać np. zastosowanie nieco mniejszych lusterek zewnętrznych. Bez nich nie czulibyśmy się jednak tak pewnie manewrując w lesie pomiędzy drzewami czy na gęsto zastawionym, miejskim parkingu...

PS.

Naszej testówce "stuknęło" już 27 tys. km. W tym czasie jeździły nią niezliczone tłumy kierowców, autem nie raz zapuszczaliśmy się do lasu czy na polne drogi. Jak do tej pory w serwisie pojawiliśmy się tylko raz - trzeba było wymienić opony na letnie. W dalszym ciągu nie zużyły się żadne elementy zawieszenia, nie spaliła się żadna żarówka, komputer ani razu nie poinformował nas o żadnej awarii. Prawdę mówiąc - ten brak serwisowych przygód zaczyna nas już irytować.

Trzeba jednak przyznać, że dzięki tej typowo japońskiej przypadłości ASX'a, zamiast odwiedzać ASO, możemy sobie np. pozwolić na wycieczki krajoznawcze.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ASO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy