Kolejny oszust sprzedaje auto

Kontynuując naszą akcję piętnowania wszelkich motoryzacyjnych oszustów mamy dla was kolejną ogłoszeniową ciekawostkę.

Jeden z czytelników szukających dla siebie środka transportu zwrócił naszą uwagę na pewien interesujący przypadek.

Samochód, na jaki natknął się w ogłoszeniu to typowy "pewniak", czyli auto, które nie zapuszcza raczej korzeni w komisach. Siedmioletni ford mondeo, z bogatym wyposażeniem i jedynie słusznym z ekonomicznego punktu widzenia silnikiem diesla. Co w nim ciekawego? Na pierwszy rzut oka nic. Auto jakich tysiące na naszych drogach, cenione za stosunkowo wysoki komfort i niskie koszty eksploatacji. Jest jednak pewne "ale".

Pech chciał, że auto zostało wystawiony do sprzedaży dwukrotnie. Raz przez właściciela, drug raz przez komis, który najprawdopodobniej go odkupił. Czujne oko czytelnika zwróciło jednak uwagę na pewne rozbieżności. Otóż dotychczasowy właściciel, jak sam twierdzi (a nie mamy podstaw, bu mu nie wierzyć) sprowadził auto do kraju 2,5 roku temu i sam je użytkował. W tym czasie przejechał nim 51 tys. km. i dbał o własność w sposób należyty. Cena, jaką chciał uzyskać za samochód to rozsądne 15,700 zł. W skrócie: ford mondeo rocznik 2000 z silnikiem 1,8 diesel i 172 tys. km na liczniku za ok 15 tys. zł.

Nieco później w internecie pojawiło się następne ogłoszenie, którego głównym bohaterem, co wnioskować można chociażby po tych samych numerach rejestracyjnych, stało się znane nam już mondeo.

I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie dane zawarte w jego treści. Otóż, co już wiemy, przedmiotem ogłoszenia jest mondeo rocznik 2000 z silnikiem diesla - to się zgadza. Nie zgadza się jednak kilka drobnych, acz wpływających na cenę szczegółów.

Macie rację, przebieg w bliżej nieokreślonych okolicznościach zmniejszył się o 28 tys km. Na pewno jednak nie doszło do oszustwa. Ten widniejący w drugim ogłoszeniu jest udokumentowany... książką serwisową, której samochód nie posiadał. Czyżby cudownie się odnalazła a licznik sam dostosował się do jej wpisów?

Ciekawą kwestią jest też cena auta. Właściciel żądał za nie ok. 15 tys zł. Komisant wystawił go za 18,900 zł. Jak widać książki serwisowe "printed in china" i usługi speców od korekty liczników są dziś w cenie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sprzedawanie | oszust | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy