Team orders w Red Bull Racing?

"Mój silnik umiera" - krzyczał na 21. okrążeniu wyścigu o Grand Prix Włoch Sebastian Vettel do inżyniera wyścigowego. Po tym komunikacie wszyscy spodziewali się, że Niemiec nie dojedzie do mety. Ukończył zawody na 4. miejscu i... pomógł koledze z teamu. Świadomie?

Na 21. okrążeniu GP Włoch na torze Monza doszło do dziwnej sytuacji. Jadący na siódmej pozycji Vettel ze zespołu Red Bull Racing zameldował przez radio swojemu inżynierowi, że jego silnik przestaje pracować. Od tego momentu Niemiec przez kolejne dwa okrążenia, tracił do najlepszych ponad dwie sekundy na "kółku". Dzięki "nieszczęściu" Vettela, partner z zespołu Mark Webber jadący pod koniec pierwszej dziesiątki (fatalny start Australijczyka ), bez żadnych problemów wyprzedził młodego Niemca.

Bez wątpienia był to kluczowy moment dla Webbera w tym wyścigu, który wiedząc, że na torze nie ma liderującego w klasyfikacji Lewisa Hamiltona z teamu McLaren, musiał zdobyć więcej niż trzy punkty "wyścigowe", aby przeskoczyć Anglika. Taką szansę otwierała przed nim awaria silnika Sebastiana Vettela. Po wyprzedzeniu Vettela, Australijczykowi do "połknięcia" pozostawali Nico Hunkelberg ze stajni Williamsa i Robert Kubica z Renault. Było wiadomo, że obaj bezpośredni konkurenci Webbera dysponują wolniejszymi bolidami i że jest wielce prawdopodobnym wyprzedzenie Niemca i Polaka. Tak też się stało.

Reklama

W cieniu pozostał Sebastian Vettel, który nie tylko nie wycofał się z wyścigu, czego wszyscy oczekiwali, ale wrócił do swojego wysokiego tempa wyścigowego! Niemiec przez cały wyścig "kręcił" bardzo dobre czasy, co nie tylko szybko pozwoliło zniwelować straty chwilowej awarii, ale i awansować na bardzo wysokie 5. miejsce, a w ostateczności ukończyć wyścig na doskonałej 4. pozycji! Stało się tak dzięki kapitalnej strategi zespołu, który trzymał Vettela na jednym komplecie opon, aż do przedostatniego okrążenia. W ten sposób Niemiec odrobił także dystans do Nico Rosberga z Mercedes GP. A po błyskawicznym pit stopie (3.1 sekundy ) wyprzedzić swojego rodaka. Dzięki "chwilowej śmierci" silnika Vettela zespół Red Bull ma lidera klasyfikacji generalnej w postaci Marka Webbera i nadal liczącego się kandydata do mistrzowskiego tytułu Sebastiana Vettela.

"Nasza strategia była ryzykowna. Gdy się udaje jesteś królem, ale gdy coś pójdzie źle, wychodzisz na idiotę. Na szczęście nam się udało, a zespół wspaniale się spisał. Zaliczyłem kiepski start i sporo straciłem. Trudno było wyprzedzać, ponieważ nie dysponujemy dobrą prędkością na prostych. Trzeba więc było walczyć w zakrętach. Potem, około 20 okrążenia, z samochodem stało się coś dziwnego. Nie wiem co to było, ale problem na szczęście rozwiązał się sam. W międzyczasie straciłem jednak kontakt z grupą znajdującą się na czele, czyli jakieś trzy albo cztery sekundy. Musiałem odrabiać straty, co było trudne. Samochody przed nami zjechały do alei, a my zostaliśmy próbując je wyprzedzić. Obserwowaliśmy czasy okrążeń i ostatecznie udało się. Zdobyliśmy więc sporo punktów i szczyt naszych możliwości, czyli czwarte miejsce" - wyznał po zawodach Vettel.

Jeżeli była to tylko taktyka, to rzeczywiście trzeba przyznać, że genialna. Jednak wszystko wskazuje, że chwilowa niemoc silnika Vettela miała pomóc... i pomogła Webberowi. A zachowanie Niemca było z góry ukartowane i nosiło znamiona zabronionego team orders. Może nie wyglądało to tak ordynarnie, jak w pamiętnym GP Niemiec, gdzie kierowcy Ferrari nawzajem zamienili się miejscami na wyraźne polecenie inżyniera wyścigowego. Tylko jaka to różnica?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy