Szef Lotus-Renault straci pracę?

Szef teamu Lotus-Renault Eric Boulier może w najbliższym czasie stracić zatrudnienie. Włodarze teamu z Enstone nie są zadowoleni z pracy Francuza i chcą przed sezonem 2012 dokonać zmiany.

O tym, że w Enstone może dojść do roszady na stanowisku szefa teamu, mówiła niedawno menedżerka Witalija Pietrowa - Oksana Kosaczenko. Agentka rosyjskiego kierowcy komentując niepewną przyszłość swojego klienta w zespole Lotus-Renault postawiła pytanie.

"Zastanawia mnie, czy zarząd zespołu dojdzie do porozumienia z właścicielami" - wypaliła Kosaczenko.

Podczas Grand Prix Brazylii jeden z niemieckich dziennikarzy zapytał wprost Erica Boulliera, czy jest odpowiednim człowiekiem na stanowisku szefa stajni. Francuz odpowiedział dyplomatycznie dając jednak do zrozumienia, że jego pozycja może być bardzo osłabiona po kiepskim minionym sezonie.

Reklama

"Nie wiem. Zapytaj tych, którzy mnie zatrudniają. Gdy znajdziesz się w negatywnej spirali, bardzo ciężko z niej wyjść" - powiedział 38- etni Francuz.

Pierwsze poważne problemy, z którymi musiał się zmierzyć Boullier pojawiły się w lutym, kiedy po wypadku Roberta Kubicy na trasie rajdu okazało się, że Polak przez długie miesiące nie będzie startował. Zatrudnienie w jego miejsce Nicka Heidfelda okazało się niewypałem, podobnym, jak konstrukcja wydechu w bolidzie R31. Boullier wyznał, że został obwiniony za wypadek Kubicy, chociaż to nie on bezpośrednio negocjował kontrakt krakowianina.

"Ja nie negocjowałem kontraktu Roberta. Zostałem za wszystko obwiniony, chociaż nie ustalałem, co wolno mu robić, a czego nie" - tłumaczył.

Heidfeld nie spełnił oczekiwań i po 11 wyścigach wyleciał z hukiem, a jego miejsce zajął Bruno Senna. Brazylijczyk wchodząc w połowie sezonu do bolidu, którego praktycznie nie znał, nie mógł zrobić dobrych wyników.

Zawiódł drugi kierowca teamu, wspomniany Witalij Pietrow. Rosjanin zaczął z wysokiego pułapu, od trzeciego miejsca w inauguracyjnym GP Austarlii, ale później było tylko gorzej. Ostatecznie Rosjanin w minionym sezonie zgromadził 37 punktów, a winą za słabe rezultaty obarczył zespół. Jego zdaniem team ustalał nietrafione wyścigowe taktyki, popełniał błędy w pit-stopach, a na dokładkę prawie wcale nie rozwijał bolidu.

Dodatkowe czarne chmury zebrały się nad Boullierem po niepewnej sytuacji z Robertem Kubicą, który opóźniał swoją decyzje o tym czy i kiedy powróci do teamu z Enstone, co komplikowało ustalenie Francuzowi składu na przyszły sezon. Kilka dni temu podjęto decyzję i podpisano kontrakt z Kimim Raeikkoenenem. Wszystko jednak wskazuje na to, że był to pomysł właściciela zespołu Gerarda Lopeza, nie samego Boulliera. Francuz został odsunięty od wypowiadania się na temat zatrudnienia mistrza świata z 2007 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy