Strajk w Formule 1? Kierowcy niezadowoleni

Pojawiają się kolejne głosy niezadowolonych kierowców, którzy otwarcie narzekają na zbyt skomplikowaną obsługę wszystkich urządzeń w bolidach Formuły 1.

Do grona niezadowolonych dołączyli Niemcy Sebastian Vettel z Red Bull Racing i Nick Heidfeld z teamu Lotus Renault. Wcześniej swoje niezadowolenie głośno wyrażał Rubens Barrichello ze stajni Williams i Fernando Alonso z temu Ferrari. Tymczasowy zastępca Roberta Kubicy w zespole Lotus Renault, Nick Heidfeld porównuje obsługę obecnej kierownicy bolidu do gry na pianinie, a Sebastian Vettel do zabawy telefonem komórkowym na autostradzie.

"Z roku na rok kierownice są coraz gorsze. Teraz jesteśmy na limicie. Pojawiają się zagrożenia, które są powodowane rozwojem technologicznym i na pewno poinformujemy o tym FIA" - powiedział Heidfeld, odnosząc się do wzrastającej liczby przycisków na kierownicach.

Reklama

Wyjaśniając problem, Heidfeld powiedział, że kierowcy muszą w jednej chwili zajmować się KERS oraz regulacją tylnego skrzydła. Niemiec w niecenzuralnych słowach przyznał, iż coś może pójść nie tak, ponieważ kątem oka trzeba patrzeć na diody, które informują o tym czy system działa, bądź nie.

Jeszcze ostrzej o nowych przepisach wypowiada się Sebastian Vettel, który jednocześnie jest dyrektorem do spraw bezpieczeństwa w Stowarzyszeniu Kierowców Formuły 1 (GPDA). Niemiec nie wyklucza nawet strajku kierowców.

"Większość kierowców przyznaje, iż ruchome tylne skrzydło może stwarzać niebezpieczeństwo. Najważniejsze jest, że kierowcy są razem i mają takie same poglądy w tej sprawie. Jeśli wszyscy zgodzimy się w jakimś temacie, to będziemy mieli dużą władzę. Możemy powiedzieć: "ok, w takim razie nie będziemy się ścigać'". Jednakże nie oznacza to, że na pewno zorganizujemy strajk". Postaramy się najpierw znaleźć jakieś rozwiązanie wspólnie z FIA" - deklaruje Sebastian Vettel.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy