Robert Kubica przyjęty pod cudzym nazwiskiem

Robert Kubica wczoraj opuścił szpital w Mantui, gdzie kilka dni temu lekarze operowali mu złamaną kość piszczelową prawej nogi. Polak był tam pod obcym imieniem i nazwiskiem.

Robert Kubica wczoraj opuścił szpital w Mantui, gdzie kilka dni temu lekarze operowali mu złamaną kość piszczelową prawej nogi. Polak był tam pod obcym imieniem i nazwiskiem.

Trafił tam po nieszczęśliwym upadku, w wyniku którego złamał kość piszczelową prawej nogi. Konieczna okazała się operacja. Początkowo sądzono, że zostanie przeprowadzona w tej samej placówce, w której był leczony tuż po wypadku w lutym ubiegłego roku - Santa Corona.

Informacje okazały się jednak nieprawdziwe. Menedżer krakowianina Daniele Morelli nie chciał wyjawić, do jakiego szpitala trafił polski kierowca. Dopiero następnego dnia po zabiegu zdradził, że zabieg został przeprowadzony w szpitalu w małej miejscowości Mantui na północy Włoch.

Reklama

Co ciekawe, polski kierowca przez cały okres był podwójnie zabezpieczony przed nieproszonymi gośćmi. Jak donosi włoski dziennik "La Gazzetta di Mantova", nasz rodak był przyjęty do szpitala pod nieprawdziwym imieniem i nazwiskiem. Na kilka dni z Roberta zrobiono Marco o obcobrzmiącym dla Włochów nazwisku (gazeta nie ujawnia dokładnie). Dzięki tym zabiegom udało się uchronić prywatność Roberta i stworzyć spokojne warunki do pracy lekarzom i personelowi medycznemu, wśród którego nie brakowało fanów Polaka.

Robert Kubica ponownie trafi do szpitala w Mantui za około miesiąc, aby poddać się rutynowej kontroli. Dziennikarze z "La Gazzetta di Montova" przewidują, że rehabilitacja naszego jedynaka w Formule 1 potrwa jeszcze około 4 miesięcy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy