Mit niezwyciężonego Niemca rozleciał się z hukiem

Nie wiadomo, czy Michael Schumacher i Mercedes przedłużą współpracę po bieżącym sezonie. Obustronna decyzja ma zostać podjęta na podstawie osiągnięć sportowych zespołu i kierowcy na półmetku tegorocznej rywalizacji. Te kryteria już teraz przemawiają za kontynuowaniem przez Schumachera kariery, ale kto wie, czy dla "Schumiego" nie mniej ważne są pozasportowe aspekty dalszej obecności w sporcie.

Oficjalnie pewniakiem do przyszłorocznych startów w Mercedesie jest na razie tylko Nico Rosberg. W listopadzie ubiegłego roku Niemiec przedłużył kontrakt z zespołem na cztery lata i to on ma być przyszłością zespołu Mercedesa. W innej sytuacji jest Schumacher, a więc twarz projektu, który powołano do życia pod koniec 2009 roku.

Wracając do sportu w sezonie 2010, Schumacher podpisał z Mercedesem trzyletni kontrakt, a ambicją zawodnika i stajni z Brackley było sięgnięcie w tym czasie po mistrzostwo świata. Na razie nie zanosi się na to, by Mercedesowi udało się spełnić te założenia, choć po zwycięstwie w Chinach nie ma wątpliwości, że Srebrne Strzały czynią postępy i znajdują się na dobrej drodze ku przyszłym sukcesom. Choć dalsze zaangażowanie Schumachera w projekt wciąż nie jest pewne, trzeba uznać je za bardziej uzasadnione niż po dwóch poprzednich sezonach, w których Mercedes prezentował raczej kiepską formę.

Reklama

Już w trakcie mistrzostw świata 2011 pojawiały się spekulacje na temat tego, czy najbardziej utytułowany kierowca Formuły 1 powinien kontynuować walkę z oporem materii reprezentowanym przez nieudane samochody Mercedesa. Przeciwnicy powrotu Schumachera do sportu ubolewali nad tym, że legenda wyścigów i Ferrari, człowiek, który zdominował dyscyplinę jak nikt przed nim, po prostu uparcie rozmienia swój wizerunek na drobne. Jazda w środku stawki i walka o małe punkty nie była przecież tym, na co po latach triumfów liczył Schumacher.

Kierowca bez wątpienia rozważał przedterminowe rozwiązanie kontraktu, ale ostatecznie górę wziął rozsądek. Skoro podjął decyzję o powrocie - abstrahując od tego, czy była ona właściwa z punktu widzenia jego wcześniejszych rekordowych dokonań - wypadało się jej trzymać.

Czym innym jest przecież ponieść porażkę, walcząc w wyjątkowo wyrównanej stawce zespołów z wyjątkowo utalentowanymi (i znacznie młodszymi) rywalami, a czym innym rzucić w rozczarowaniu zabawki po dwóch latach niepowodzeń. Tym bardziej, że rosnąca forma Mercedesa daje nadzieje na realizację podjętego przez Schumachera wyzwania pomocy zespołowi we wdrapaniu się na szczyt Formuły 1.

Dwa i pół roku rywalizacji po powrocie Schumachera do sportu dowiodły tego, że siedem mistrzowskich tytułów i liczne rekordy były zasługą nie tylko talentu kierowcy, ale w dużej mierze także wypadkową technicznej dominacji zespołów, dla których jeździł oraz braku klasowych rywali, którzy mogliby mu poważnie i na dłużej zagrozić.

W zderzeniu z nową, zupełnie inną rzeczywistością Formuły 1, budowany przez lata mit niezwyciężonego Schumachera rozleciał się z hukiem, ale dzięki temu kierowca zaczął budzić sympatię nawet wśród tych kibiców, którzy dotychczas za Niemcem nie przepadali. Wobec dotychczasowego rozwoju wydarzeń, wydaje się, że przedłużenie kontraktu z Mercedesem jest jedynym rozsądnym krokiem.

Po odzyskaniu ludzkiej twarzy Schumacher ma teraz doskonałą szansę na to, żeby zapisać karty swojej wyścigowej historii osiągnięciem nie mniej ważnym niż bezprecedensowe siedem tytułów, do jakiego długo może nie zbliżyć się żaden kierowca. Choć, oczywiście, nie jest to niemożliwe, trudno wyobrazić sobie, żeby w wieku 43 lat Schumacher był w stanie sięgnąć po kolejny mistrzowski tytuł. Będąca przez lata wizytówką kierowcy sprawność psychofizyczna wciąż pozwala mu na jazdę w czołówce, jednak nie ma wątpliwości, że upływający czas nie oszczędza nawet zawodnika, który przez lata wyniósł standardy przygotowania fizycznego w F1 na nieznany wcześniej poziom.

W stawce, określanej jako najmocniejsza w historii Formuły 1, nie brakuje też utalentowanych i głodnych sukcesu kierowców, którzy niejednokrotnie udowodnili, iż nie zamierzają ułatwiać Schumacherowi zadania. Nie ma również pewności, że w najbliższym czasie Mercedes zapewni "Schumiemu" auto, którym mógłby walczyć o zwycięstwa. Pod uwagę trzeba jeszcze wziąć konieczność rywalizacji z regularnie szybszym Rosbergiem.

Okoliczności nie wyglądają zatem na szczególnie sprzyjające, ale wydaje się, że Schumacher zostanie w Formule 1, bo zamiast starać się zapisać na swoim koncie kolejny, indywidualny sukces, wybrał pracę dla dobra Mercedesa, któremu wiele zawdzięcza jeszcze z lat swojej juniorskiej kariery. Gdyby udało mu się dopiąć swego i ostatnim herkulesowym wysiłkiem pchnąć zespół do triumfu (niekoniecznie ze sobą w roli głównej), odwdzięczyłby się ludziom, bez pomocy których ta kariera mogła potoczyć się zupełnie inaczej.

Na ostatniej prostej czynnej obecności w sporcie takie rozstrzygnięcie mogłoby dać Schumacherowi większą satysfakcję niż kolejny tytuł czy kilka na nowo wyśrubowanych rekordów. Mógłby godnie pożegnać się z dyscypliną, którą uczynił całym swoim życiem. Jeśli stanie się inaczej, nikt nie będzie mógł mieć do Niemca pretensji, ani odmówić mu odwagi, jaką się wykazał, kładąc na szalę wymowę dokonań, które zapewniły mu sportową nieśmiertelność.

Jacek Kasprzyk


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy