​Mercedes musi się spieszyć

Po zimowych testach nastroje w obozie Srebrnych Strzał były optymistyczne i choć szef ekipy Ross Brawn w swoim stylu przestrzegał przed wygórowanymi oczekiwaniami, wszyscy po cichu liczyli na znakomitą formę nowego auta.

Po raz kolejny start sezonu okazał się dla Mercedesa sporym rozczarowaniem i jeśli zespół poważnie myśli o zakończeniu trzyletniego planu podboju Formuły 1 sukcesem, musi jak najszybciej wyeliminować słabe strony W03.  

Gdyby chcieć ocenić początek sezonu w wykonaniu zespołu Mercedesa, rzut oka na tabelę mistrzostw świata podpowiada słowo "katastrofa". W dwóch rozegranych dotychczas wyścigach łupem niemieckiej ekipy padł zaledwie jeden punkt, wywalczony przez Michaela Schumachera w Malezji. W klasyfikacji konstruktorów Mercedes zajmuje dopiero 9. miejsce, między innymi za Toro Rosso oraz Force India, których w żaden sposób nie da się nazwać wyścigowymi potęgami, choć należy podkreślić, że słabe wyniki dwóch pierwszych GP można po części przypisać pechowi (awaria skrzyni biegów w aucie Schumachera w Melbourne oraz kontakt z Romainem Grosjeanem na Sepang).

Reklama

Co zrozumiałe, nastroje w Brackley są minorowe, ale tym, którzy chcą skreślić Rossa Brawna i spółkę już na początku tegorocznej rywalizacji, przypominam, że w poprzednim sezonie Mercedes rozpoczął mistrzostwa w równie ślamazarnym stylu. Wtedy inżynierowie zespołu nie trafili z interpretacją przepisów dotyczących dmuchanych spalinami dyfuzorów. Cały sezon Mercedesa przypominał daremną pogoń za liderami, i choć z biegiem czasu tempo rozwoju W02 stało się równie wysokie co maszyn Red Bulla czy McLarena, różnica szybkości na początku rywalizacji okazała się zbyt duża, żeby móc realnie myśleć o doścignięciu rywali.

Nic dziwnego, że w tym sezonie głównym celem Mercedesa było nie stracić kontaktu z czołówką już na starcie. Przed sezonem wiele mówiło się o ryzykownej strategii późnej prezentacji nowego samochodu, która miała dać inżynierom czas, na jak najlepsze dopracowanie konstrukcji i zmaksymalizowanie jej potencjału. Kiedy rywale jeździli już nowymi autami, Mercedes zbierał dane o ogumieniu korzystając z ubiegłorocznego samochodu.

Czy już wtedy zespół z Brackley wiedział, że to właśnie charakterystyka opon Pirelli ponownie sprawi im najwięcej problemów? Trudno powiedzieć. Na pytania o postępy w kwestii zarządzania oponami szef sportu niemieckiej marki Norbert Haug odpowiadał enigmatycznie, że prace postępują we właściwym kierunku. Niewątpliwie starano się uniknąć powtórki sytuacji z sezonu 2011, w którym samochód nie najlepiej obchodził się z ogumieniem, szybko je niszcząc. To zmuszało strategów do kompromisu w kwestii wyścigowej taktyki, a kierowcom uniemożliwiało jazdę tempem porównywalnym z tempem rywali. Jeśli późna prezentacja W03 miała być w talii Mercedesa "jokerem", który wyeliminuje problemy z oponami, Ross Brawn chyba się przeliczył. Jednak nie da się wykluczyć, że gdyby nie takie posunięcie, sytuacja zespołu mogłaby być jeszcze trudniejsza.

Na plus trzeba zaliczyć inżynierom Mercedesa to, że nie przespali zimy, a mocno pogłówkowali i na otwarciu sezonu zaskoczyli rywali kanałem F zintegrowanym z DRS, co pozwala kierowcom na jeszcze większą redukcję oporu powietrza niż w przypadku używania jedynie uchylnej lotki tylnego skrzydła (prawdopodobnie wygaszając także przednie skrzydło), znacznie przyspieszając auto na prostych. Wynalazek jest solą w oku konkurencji, ale co z tego, skoro na razie Mercedesowi nie udaje się przełożyć korzyści płynących z jego wykorzystania na punkty. Rozwiązanie wyraźnie sprawdza się w kwalifikacjach. Zarówno w Australii jak i Malezji kierowcy walczyli o czołowe miejsca startowe. W sobotnie popołudnia pomaga im też fakt, że na pojedynczym okrążeniu nadmierne zużycie opon nie daje się we znaki. Tempo samochodu Mercedesa w wyścigu jest już jednak wyraźnie gorsze.

Dzieje się tak głównie za sprawą wspomnianej już wysokiej degradacji ogumienia, która zmusza kierowców do wcześniejszych zjazdów po nowe komplety opon, a pod koniec stintów wystawia Schumachera i Rosberga na ataki kierowców, których auta lepiej oszczędzają ogumienie. To zaskakujący obrót spraw, bo po zimowych testach w Mercedesie uważano, że problemem będzie raczej szybkość samochodu na pojedynczym kółku. Zdaniem techników zespołu długie przejazdy wypadały bardzo obiecująco i to właśnie na dystansie wyścigu Srebrne Strzały miały sprawiać rywalom najwięcej problemów. Stało się inaczej, a na domiar złego Mercedesowi rzadko udaje się też trafić w optymalne okno pracy opon, które w przypadku tegorocznych mieszanek jest znacznie węższe.

Trzy tygodnie dzielące rundę w Malezji od wyścigu w Chinach, Ross Brawn obiecał poświęcić na dokładne przyjrzenie się problemom trapiącym auto. Na razie zespół zapewnia, że nie są one spowodowane żadnym poważnym błędem popełnionym na etapie projektowania samochodu, a prawdopodobnie będzie można położyć im kres, decydując się na zmianę ustawień W03. Słuszność tej tezy powinna pokazać już runda w Szanghaju. Wzmocniona przed sezonem kadra inżynieryjna musi się spieszyć i starać wyeliminować bolączki samochodu zanim układ sił w stawce wyklaruje się na dobre. Jeśli szybko nie podoła wyzwaniu, Mercedes może być ponownie skazany na daremną pogoń za rywalami, od których nie można przecież oczekiwać, że będą regularnie gubić punkty.

Jacek Kasprzyk


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy