Massa: Albo nocą albo w dzień

Sfrustrowani tropikalną ulewą organizatorzy tegorocznego Grand Prix Malezji Formuły 1 na torze Sepang są zdecydowani zmienić na "bardziej odpowiedni" czas startu GP 2010 r. W grę wchodzi godzina 15 lub 16 czasu lokalnego.

Podczas niedzielnego wyścigu już po 32 okrążeniach (z 56) musieli wywiesić czerwoną flagę, wstrzymującą rywalizację na zalanym przez tropikalną ulewę torze. Warunki jazdy stały się zbyt niebezpieczne dla kierowców Formuły 1.

Przesunięty na godzinę 17 czasu lokalnego start miał być kompromisem między Formula One Management (FOM), który postanowił zrezygnować z wyścigu nocnego, a wymaganiami europejskich stacji telewizyjnych, których widzowie mogliby oglądać wyścig o bardziej dogodnej dla nich porze.

"Z całą pewnością zaproponujemy bardziej odpowiedni czas rozgrywania naszego wyścigu. Istotą rzeczy jest, czy jest dość dziennego światła" - powiedział dyrektor Sepang International Circuit Razlan Razali w wywiadzie dla malezyjskiej gazety "The Star". Dodał, że organizatorzy przedyskutowali zmianę rozpoczynania wyścigu na 15 lokalnego czasu lub - w ostateczności na 16.

Reklama

Rozpoczęcie wyścigu w późnych godzinach popołudniowych sprawiło, że impreza zbiegła się w czasie z porą monsunowych deszczów tropikalnych. Niedzielnego wyścigu nie można było ukończyć, a fani mieli mało satysfakcji. Zwycięzca i inni "punktujący" kierowcy dostali tylko połowę należnych im punktów.

"Nie chodzi tylko o kibiców, którzy nie byli zadowoleni z krótszego wyścigu, ale sądzę, że wszyscy zaangażowani w Formule 1 stracili pieniądze" - dodał dyrektor Razali.

Wielu kierowców wyraziło opinię, że decyzja o rozpoczynaniu wyścigu w Malezji i w Australii później niż zwykle była wadliwa. "Wyścig powinien być rozgrywany albo nocą albo w dzień, a nie między dniem i nocą" - powiedział brazylijski kierowca Ferrari Felipe Massa. "Nie sądzę, byśmy myśleli przed wyścigiem, że to fantastyczny pomysł" - przyznał zwycięzca GP Malezji Jenson Button, któremu ten triumf przyniósł tylko pięć punktów, ponieważ kierowcy przejechali więcej niż połowę dystansu, ale mniej niż 75 procent trasy.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama