Grand Prix Bahrajnu stoi pod znakiem zapytania

Za dwa tygodnie na torze w Bahrajnie mają się odbyć testy bolidów Formuły 1, a 13 marca Grand Prix tego kraju. Tymczasem kraj ogarnięty jest chaosem i protestami antyrządowymi krwawo tłumionymi przez policję.

Dzisiaj na torze w Bahrajnie odwołano trening i kwalifikacje serii wyścigowej GP 2 Asia. Oficjalnym powodem tej decyzji jest wezwanie do szpitali w mieście zespołu medycznego, który miał być w tym czasie na torze. W zamieszkach ulicznych nie obyło się bez ofiar wśród protestujących, trzy osoby poniosły śmierć w wyniku ataku policjantów.

Wśród szefostwa FIA (Międzynarodowa Federacja Sportów Motorowych) panuje jednak spokój. Nie podjęto jeszcze żadnej decyzji w sprawie mających odbyć się za dwa tygodnie w Bahrajnie testów F1 i samego wyścigu.

Reklama

"Staram się nie reagować pochopnie na takie wiadomości. Oczywiście zadaniem FIA jest zapewnienie bezpieczeństwa na torze w trakcie imprezy. Jak na razie nie ma powodów do niepotrzebnych obaw" - powiedział Jean Todt, przewodniczący FIA gazecie "Irish Independent".

Szefostwo Grand Prix Bahrajnu obiecuje, że bezpieczeństwo kibiców, którzy przybędą na wyścig nie będzie w żaden sposób zagrożone.

"Bezpieczeństwo mieszkańców Bahrajnu, imigrantów oraz turystów jest wciąż sprawą priorytetową w Królestwie, a na Bahrain International Circuit cała nasza uwaga skupia się na zagwarantowaniu kolejnej udanej edycji Gulf Air Bahrain Grand Prix" - oświadczył szef Bahrain Internation Circuit, Shaikh Salman bin Isa Al Kalifa.

Powiedział to jednak przed krwawymi zamieszkami. Trudno przewidzieć czy pierwsze tegoroczne GP dojdzie do skutku, jeżeli w Bahrajnie nastąpi eskalacja antyrządowych demonstracji. Wydaje się, że organizowanie wyścigu w takich warunkach będzie po prostu niemożliwe.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama