​Formuła 1. Genialny Hamilton

Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do tego, że Lewis Hamilton jest geniuszem, to po 66. Grand Prix Monaco chyba już ich nie ma. Niedzielny wyścig zapamiętamy przede wszystkim ze względu na fantastyczny pojedynek pomiędzy prowadzącym Hamiltonem, a ścigającym go, zdesperowanym Maxem Verstappenem.

Decydującym momentem wyścigu był wyjazd na tor samochodu bezpieczeństwa po odpadnięciu Leclerca. Kierowcy czołówki zjechali po nowe opony. Verstappen, nad którym wkrótce zawisła kara 5 sekund za spowodowanie kolizji z Bottasem w alei serwisowej otrzymał komplet twardego ogumienia, co sugerowało strategię na jeden postój, a Hamilton - opony o mieszance średniej. Szybko okazało się, że było to błędem, a prowadzący w wyścigu Hamilton coraz bardziej narzekał na zużycie opon. Do mety było jeszcze bardzo daleko i nikt nie wiedział, co się wydarzy. Z różnic czasowych wynikało, że gdyby Hamilton zjechał po nowe opony, spadłby na szóste miejsce. Dlatego trzeba było zrobić wszystko, aby dojechać do mety na oponach, które z każdym kółkiem były w coraz gorszym stanie.

Na dwa okrążenia przed końcem doszło do kontaktu. Na hamowaniu przed szykaną za tunelem Verstappen przypuścił desperacki atak, zakończony niepowodzeniem. Hamilton dokonał rzeczy niemal niemożliwej. Na komplecie średnio twardych opon dojechał do mety, co chwila skarżąc się przez radio, że nie da się na nich jechać. To nie miało prawa się udać, ale udało się dzięki niewiarygodnej umiejętności oszczędzania opon przez pięciokrotnego mistrza świata.

Reklama

"Nikt inny nie mógł tego zrobić, Lewis" - powiedział James Allison, dyrektor techniczny Mercedesa przez radio po wyścigu i trudno się z tym nie zgodzić. Hamilton pojechał kapitalny, epicki wyścig, a zwycięstwo zadedykował zmarłemu wcześniej w tym tygodniu Nikiemu Laudzie, geniuszowi wyścigów z poprzedniej epoki, który ściągnął go do Mercedesa.   

Przed wyścigiem na polach startowych miała miejsce wyjątkowo wzruszająca uroczystość. Społeczność Formuły 1 oddała hołd Laudzie. Obecni byli wszyscy kierowcy, rodzina książęca Monako, oficjele FIA i członkowie zespołów. Także dookoła  toru można było zobaczyć bannery o treści "Merci Niki" czy podobne. Podobne napisy widniały na wszystkich samochodach, a kierowcy pokazywali się w czerwonych czapeczkach, nieodłącznym atrybucie Laudy.

Niki Lauda był postacią niezwykłą. Nie ze względu na liczbę tytułów mistrza świata w dorobku. Ze swoimi "tylko" trzema tytułami nie dorównuje choćby Schumacherowi czy właśnie Hamiltonowi. Chodzi raczej o jego niesamowity powrót po wypadku i fakt, że potrafił wygrywać wyścigi i zdobywać tytuły mistrzowskie po tym, co przeszedł. Jak powiedział na mecie Sebastian Vettel, Niki Lauda byłby szczęśliwy oglądając tak świetny wyścig w Monako. 

Powracając do wyścigu, o ile jeszcze w sobotę prawdopodobieństwo deszczu w niedzielę szacowano na 20 - 40% w zależności od prognozy, tuż przed wyścigiem, przy całkowicie zachmurzonym niebie mówiono już nawet o 90%. Obyło się bez deszczu, ale nie trzeba dodawać, że ewentualna zmiana pogody mogłaby bardzo zamieszać w przebiegu i klasyfikacji wyścigu.

Wyścig w Monako był w jakimś znaczeniu przełomowy, bo po raz pierwszy w tym sezonie kierowcy Mercedesa nie zajęli dwóch pierwszych miejsc na mecie. Po prawej stronie Hamiltona stanął na podium Vettel, a trzeci był Bottas. Verstappen po doliczeniu kary zajął czwarte miejsce.       

Robert Kubica wyprzedził tuż po starcie w St. Devote Russella i Giovinazziego i awansował na 18 miejsce. Zyskał kolejne trzy pozycje, gdy rywale zjechali do boksów. Na 16 okrążeniu Polak zakręcił się na wyjściu z La Rascasse, potrącony przez Giovinazziego, który potem otrzymał za spowodowanie kolizji 10 sekund kary. Kubica spadł na 18 miejsce.

W środkowej fazie wyścigu Kubica imponował dobrym, równym tempem, jadąc szybciej, niż poprzedzający go Giovinazzi. Fakt, że Włoch jechał na zużytych już oponach. Potem jednak, już na twardym ogumieniu Kubica przez wiele okrążeń utrzymywał za sobą Włocha na średniej mieszance, kontrolując różnicę czasu. W końcówce miał już opony w gorszym stanie, ale udało mu się znaleźć w końcowej klasyfikacji na 18 miejscu, przed Giovinazzim.

Russell ukończył wyścig na 15 pozycji, wyprzedzając Strolla i Raikkonena, a także Kubicę i Giovinazziego. Czyżby więc przełom w zespole Williamsa? Tego nie wiadomo, ale chyba widać światełko w tunelu. Na razie cieszmy się tym drobnym sukcesem, który - oby - oznaczał początek nieco lepszych czasów.

I jeszcze jedno. Sam Robert Kubica nie ukrywał sporej satysfakcji z tego, że bez problemów przejechał wszystkie sesje na krętym, technicznym torze na ulicach księstwa. Przypominał, co jeszcze niedawno mówili ludzie uważani często za autorytety w dziedzinie wyścigów, czy zwłaszcza Formuły 1 - kierowcy, dziennikarze, ludzie z zespołów, a także różnej maści hejterzy. Wyrażali oni głęboką troskę o bezpieczeństwo wyścigów z uwagi na - rzekomą - ograniczoną sprawność prawej ręki naszego kierowcy, szczególnie na takim torze, jak Monako. Jaki gest może im teraz pokazać Kubica?    

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy