Były prezydent FIA zaniepokojony

Były prezes FIA ( Międzynarodowa Komisja Sportów Motorowych), Max Mosley nie ukrywa swoich obaw wobec egzekwowania reguł dotyczących ograniczenia kosztów, które zostały zaaprobowane i podpisane przez zespoły Formuły 1 w 2009 roku.

Brytyjczyk podczas swojej kadencji starał się przeforsować pomysł limitu wydatków. Jak twierdzi, sposób ten niezwykle dobrze działa w profesjonalnych amerykańskich ligach NBA czy NFL. Według Mosleya RRA (Resorce Restriction Agreement) stanowi wręcz nieefektywny substytut jego koncepcji, stwarzając zaledwie pozory funkcjonowania.

"Wpływ RRA na zespoły jest minimalny, taki był też powód zaakceptowania tego porozumienia. Na przykład - powiedzmy, że zespoły mają możliwość zatrudnienia tylko stu pracowników. Jeśli będę miał mnóstwo pieniędzy i przejdę się po padoku, mogę oczywiście wziąć stu najlepszych. W takim wypadku nadal jesteś bez szans wobec zespołów z czołówki. Jedynym sposobem, który by tu zadziałał, jest limit wydatków. Zwiększony budżet jest, jak posiadanie większego silnika" - tłumaczy Mosley

Reklama

Były szef FIA mówi wprost, że porozumienie podpisane w roku 2009 jest tak skonstruowane, aby łatwo było je obejść, co nie pozostanie w pewnym momencie bez echa.

"Podczas czwartkowego spotkania FOTA, Red Bull poprosił o wyjątek od reguły. Jeżeli w istocie tak było, oznacza to, że wydali więcej pieniędzy niż zakładał dozwolony limit, a teraz pytają czy inne zespoły nie mają nic przeciwko. Jestem bardzo ciekaw, jak ich rywale zareagują" - zastanawia się Mosley.

Następcą Mosleya na stanowisku przewodniczącego FIA jest Jean Todt. "To był dobry sezon, ale pełen zmian. Myślę, że ocenę jego działalności będziemy mogli wydać dopiero za rok." - stwierdził ostrożnie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy