Bolid Ferrari brzydki i wolny, ale jest Alonso...

To nie tak miało być. Ferrari miało zwyciężać od początku sezonu 2012. Ferrari miało powrócić na tron królowej sportów motorowych. Fernando Alonso miał zdobyć trzeci w karierze i pierwszy dla Maranello tytuł mistrza świata. Miało być... a nie jest.

Pierwszy tegoroczny wyścig na torze Albert Park brutalnie obnażył wszelkie problemy włoskiej scuderii. Bolidy Ferrari nie tylko nie są konkurencyjne w stosunku do najlepszych, czyli Red Bull Racing i McLaren. Auto stworzone przez Pata Fry'a (dyrektor techniczny Ferrari) przegrywa w tym momencie także z ekipami Mercedesa i Lotusa.

W Maranello zbudowano samochód, który jak na razie tak naprawdę nie ma żadnej charakterystyki, pomimo zapewnień, że będzie agresywny i szybki. F2012 jest mdłe i bezbarwne, a jedyne, co je wyróżnia na tle innych bolidów, to koszmarny wygląd. Po nieudanych kwalifikacjach, w których finałowe rozdanie rozegrano bez kierowców Ferrari (Alonso 12., Massa 16.) włoska prasa grzmiała. Tytuły w sportowych dziennikach "La Gezzetta dello Sport", "Corriere dello Sport" czy "Tuttosport" mówiły wręcz o okropnym początku, o koszmarnej inauguracji, o spadku na dno.

"Odstajemy od czołówki, chociaż strata nie jest tak duża, jak to się mogło wydawać w trakcie kwalifikacji. Musimy pracować bardzo ciężko - to pewne. W nadchodzący weekend czeka nas kolejny trudny wyścig. Musimy przystosować się najlepiej jak to tylko możliwe do charakterystyki toru Sepang" - tłumaczył Pat Fry po zakończeniu wyścigu w Australii.

Dodatkowych kłopotów dostarcza Felipe Massa. Brazylijczyk od wypadku na torze Hungaroring (25 lipca 2009) w niczym nie przypomina kierowcy walczącego w 2008 roku do ostatnich metrów o tytuł mistrzowski z Lewisem Hamiltonem. Wyścigu o GP Australii Massa nie ukończył. Kierowca Ferrari uczestniczył w kolizji z Bruno Senną (Williams), która skończyła się przymusową wizytą w garażu. Massa na tor już nie powrócił.

Reklama

"To był dla mnie bardzo słaby weekend. Już w kwalifikacjach cierpiałem z powodu złego balansu samochodu, a w wyścigu było jeszcze gorzej, ponieważ po kilku okrążeniach zaczęły się problemy z oponami. Start w moim wykonaniu był bardzo udany, zyskałem kilka miejsc i miałem nadzieję na dojechanie na punktowanej pozycji. Przyspieszyliśmy pierwszy postój, ale i na drugim komplecie ogumienia pojawiły się te same problemy: bolid ślizgał się i degradacja opon była o wiele większa niż u innych zespołów. Musimy zrozumieć, dlaczego nie udało nam się ustawić właściwie balansu samochodu, jak to np. było podczas testów w Barcelonie. Jeśli chodzi o kontakt z Senną, to myślę, że należy go uznać za incydent wyścigowy. Jeden z bolidów Toro Rosso próbował mnie wyprzedzić po zewnętrznej w zakręcie numer 3 i Bruno miał lepszą przyczepność jadąc po wewnętrznej, dlatego weszliśmy w czwarty zakręt obok siebie: tam nasze bolidy sczepiły się i widzieliśmy, jak się to dalej potoczyło" - relacjonował Felipe Massa.

Nastroje na na Półwyspie Apenińskim i wśród fanów Ferrari poprawiły się po wyścigu. Honoru "Cavallino" w nierównym pojedynku bronił Fernando Alonoso. Dwukrotny mistrz świata, startując z 12. pola, zdołał zakończyć zawody na miejscu 5.

"Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo skomplikowany wyścig i cieszę się ze zdobycia sporej liczby punktów. Bardzo dobrze wystartowałem i udało mi się wyprzedzić kilku rywali na początku wyścigu. Po wyjeździe na tor samochodu bezpieczeństwa stoczyłem zacięty pojedynek z Maldonado. Kiedy zobaczyłem, że wypadł z toru, mogłem odetchnąć, ponieważ jechał bardzo blisko mnie już od kilku okrążeń. Byłem od niego wolniejszy, więc wszystko, co mogłem zrobić, to była obrona mojej pozycji z użyciem systemu KERS w kilku kluczowych miejscach. Szkoda mi go, bo to zawsze przykro skończyć wyścig w ten sposób" - relacjonował po zakończeniu wyścigu dwukrotny mistrz świata.

Piąte miejsce Alonso przy obecnych problemach Ferrari może cieszyć fanów czerwonych bolidów. Należy jednak pamiętać, że na początku wyścigu wskutek problemów technicznych z dalszej rywalizacji odpadli startujący z drugiej linii Romain Grosjean (Lotus) i Michael Schumacher (Mercedes). Alonso po wyścigu tłumaczył, że niezależnie od okoliczności, w jakich wywalczył piąte miejsce, można doszukać się pozytywnych aspektów występu na Albert Park.

"Z pozytywów należy wspomnieć dobry start, postoje w boksach i strategię. Samochód spisywał się lepiej niż w kwalifikacjach i strata do liderów nie była taka duża. Jednakże wciąż mamy przed sobą wiele pracy, by dogonić tych, którzy są przed nami w kwestii szybkości. Nie chodzi tylko o zespoły McLaren i Red Bull, ale także o ekipy Mercedesa i Lotusa. Jesteśmy około sekundę wolniejsi od takich rezultatów, które pozwolą zajmować pierwsze pola startowe. W podobnej sytuacji jest siedem lub osiem zespołów. To w pewnym sensie dobra sytuacja, ponieważ jeżeli poprawimy się o kilka dziesiątych sekundy, to zyskamy kilka miejsc na starcie. W następnym wyścigu, w Malezji, przejdziemy prawdziwą próbę ognia, ponieważ tor ten jest bardzo wymagający, zarówno dla bolidów, jak i dla opon" - tłumaczył Fernando Alonso.

Podobnego zdania jak lider Ferrari jest szef teamu, Stefano Domenicali. Włoch przekonuje, że różnice, jakie dzielą czerwony bolid od aut zespołów konkurencji, nie są duże. Przy maksymalnym wysiłku i przyspieszeniu prac nad rozwojem samochodu doścignięcie czołówki będzie szybko możliwe.

"Wiemy, że teraz musimy pracować nad poprawą naszego bolidu. Z tego, co widzieliśmy w Australii, jest kilka zespołów, które są blisko siebie i zrobienie niewielkiego nawet progresu da nam awans o kilka pozycji. Znamy główne kwestie, nad którymi musimy pracować - przyczepność i prędkość maksymalna na początek. Musimy przyspieszyć prace rozwojowe, by doścignąć najlepszych tak szybko, jak to tylko możliwe" - zapewniał Domenicali.

Robert Galiński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy