Bahrajn: Force India w ogniu zamieszek

Miało być bezpiecznie. Tak zapewniali organizatorzy GP Bahrajnu, tak samo mówił Bernie Ecclestone, gdy ogłaszał decyzję o tym, że tegoroczny wyścig w Bahrajnie się odbędzie.

O tym, że prawda jest inna przekonali się już członkowie zespołu Force India.

Wczoraj wieczorem czterech mechaników wracało z toru Sakhir do hotelu wynajętym samochodem. Stojąc w korku dostali się w środek starcia między demonstrantami i policją, a w pobliżu ich samochodu doszło do eksplozji koktajlu Mołotowa.

Nikt nie został ranny, ale jeden z członków zespołu podjął decyzję o wyjeździe z Bahrajnu i powrocie do domu.

Do zamieszek doszło na głównej drodze łączącej Manamę z torem Sakhir, w odległości 20 minut jazdy od toru.

Reklama

Organizatorzy wyścigu bagatelizują zdarzenie, twierdząc, że demonstranci walczyli z policją i samochody na drodze ich nie interesowały, a wybuch w pobliżu auta mechaników Force India był przypadkowy.

Tymczasem prodemokratyczni demonstranci nasilili swoje działania w związku ze zbliżającym się wyścigiem, chcąc przyciągnąć uwagę świata i pokazać, że prawa człowieka są w Bahrajnie nieustannie łamane.

Do zamieszek w Bahrajnie dochodzi już od ponad roku. Przez ten czas życie straciło ponad 60 osób. W zeszłym roku wyścig został odwołany.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy