Nowe Polo, Passat i Golf – jakie są koszty ich utrzymania

Większość osób kupujących nowy samochód długo analizuje parametry konkurencyjnych modeli, ich wyposażenie, ceny pakiety opcji wyposażeniowych oraz cenę całego pojazdu. Nie wszyscy jednak zaprzątają sobie głowę przyszłością, a dokładniej - tym, co będzie za kilka lat, gdy przyjdzie do sprzedaży kupowanego właśnie pojazdu.

Większość osób kupujących nowy samochód długo analizuje parametry konkurencyjnych modeli, ich wyposażenie, ceny pakiety opcji wyposażeniowych oraz cenę całego pojazdu. Nie wszyscy jednak zaprzątają sobie głowę przyszłością, a dokładniej - tym, co będzie za kilka lat, gdy przyjdzie do sprzedaży kupowanego właśnie pojazdu.


Tymczasem koszty związane z posiadaniem samochodu, to nie tylko cena, jaką trzeba za niego zapłacić. Samochód trzeba przecież ubezpieczyć, zatankować, a co jakiś czas pojechać na przegląd. Aż w końcu, po kilku latach, dochodzi do sprzedaży i to za cenę wyraźnie niższą niż cena zakupu.

Te wszystkie wydatki można z góry policzyć lub przynajmniej dość dokładnie oszacować. Kryją się one pod pojęciem TCO (Total Cost of Ownership).

Nieco głębsza analiza tego parametru wskazuje, że różnice między konkurencyjnymi modelami mogą być zaskakująco duże, a wiążą się głównie z ceną odsprzedaży, czyli spadkiem wartości.

Reklama

Przykładowo, kupując dobrze wyposażonego Volkswagena Passata (reflektory LED, nawigacja, czujniki parkowania, autoalarm, lakier metaliczny; właśnie takie samochody są najchętniej wybierane przez polskich klientów) z silnikiem wysokoprężnym o mocy 150 KM, trzeba liczyć się z wydatkiem na poziomie 126 tys. zł. Zakładając 4 lata jazdy z przebiegami 15 tys. km rocznie, wydamy około 19 tys. zł na paliwo, przeglądy i części eksploatacyjne (dla ułatwienia przyjmijmy fabryczne zużycie paliwa, różnice u wszystkich producentów są proporcjonalne).

Po czterech latach spadek wartości w przypadku Passata wyniesie niespełna 48 proc. (ok. 60 tys.), a więc można liczyć, że auto uda nam się sprzedać za około 65-66 tys. z. Całkowity koszt użytkowania przez 4 lata wyniesie więc około 79 tys. zł. Dużo? To spójrzmy na modele konkurencyjne.

W przypadku Forda Mondeo nieco wyższa jest cena zakupu (131 tys. zł)  oraz koszty serwisu i paliwa (20 tys. zł). Największą różnicę robi jednak spadek wartości, który wynosi ok. 60 proc. W efekcie Mondeo możemy sprzedać za około 52 tys. zł, co oznacza, że łączy koszt użytkowania przez 4 lata przekroczy 99 tys. zł.

Nieco lepiej sytuacja wygląda w przypadku Hyundaia i40, w którym dzięki mniejszemu spadkowi wartości, koszt użytkowania wynosi niespełna 85 tys. zł. W przypadku Opla Insignii będzie to przeszło 92 tys. zł, a Toyoty Avensis - 98 tys. zł.

Z mniejszymi wydatkami trzeba się liczyć kupując samochód kompaktowy. Lubianego w Polsce Golfa z silnikiem 1.4 TSI i chętnie wybieranym przez polskich kierowców wyposażeniem (alarm, czujniki parkowania) można kupić za 76 tys. zł. Spadek wartości po 4 latach to około 46 proc, czyli około 35 tys. zł (auto możemy sprzedać za ok. 41 tys. zł), koszty paliwa i serwisu - poniżej 20 tys. zł. Łączny koszt użytkowania wyniesie więc mniej więcej 55 tys. zł.

Jak wypada konkurencja? W przypadku Forda Focusa będzie nieco ponad 56 tys. zł, Hyundaia i30 - 59 tys., Mazdy 3 - 58 tys. a Toyoty Auris - niespełna 57 tys. zł.

Zdecydowanie najtańsze jest utrzymanie samochodów małych, segmentu B, co związane jest oczywiście głównie z mniejszą ceną zakupu i proporcjonalnie mniejszym spadkiem wartości, ale także mniejszym nieco zużyciem paliwa.

Na Volkswagena Polo 1.0 TSI z silnikiem o mocy 95 KM, klimatyzacją, radiem i zestawem bluetooth do podłączenia telefonu trzeba wydać około 55 tys. zł. Spadek wartości po 4 latach to nieco mniej niż 45 proc, czyli około 25 tys. zł. Koszty serwisu i paliwa zamkną się kwotą 18 tys. zł, a więc czteroletnie użytkowanie kosztuje około 43 tys. zł.

  Różnice w stosunku do samochodów innych marek nie są duże. W przypadku Forda Fiesty całkowity koszt użytkowania przez 4 lata wyniesie 46 tys. zł, Nissana Micry, Opla Corsy i Renault Clio - około 45 tys., a Toyoty Yaris - ponad 44 tys. zł. Również w tym wypadku decydujący wpływ na wynik końcowy ma spadek wartości, który waha się w granicach - 45-50 proc, co przekłada się na kwoty rzędu kilku tysięcy złotych.

Kupując nowe auto warto więc kierować się nie tylko ceną zakupu, bo to dopiero początek wydatków związanych z eksploatacją samochodu...

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy